Przemyskie ślady wojaka Szwejka

Sobotni poranek przywitał mnie niebem zasnutym grubą powłoką chmur. W takich warunkach przyszło mi opuszczać gościnną Bezmiechową Górną. Z uwagi na to, że miałem w świadomości jazdę z sakwami i liczne podjazdy jakie czekały na mnie w Górach Słonnych skierowałem się od razu na Olszanicę przez co zaoszczędziłem ładnych parę kilometrów. 
Od początku trasa jest wymagająca a jej trudność potęguje śliska nawierzchnia. W Wańkowej zatrzymuję się na drobne zakupy. Miejscowy koneser win poleca szczególnie markę, gdzie na etykiecie jest pani w stroju topless. Mimo dobrej reklamy nie decyduję się na zakup. 
Na 17 km za miejscowością Ropienka dopada mnie kryzys. Muszę na chwilę zsiąść z roweru. Ale za chwilę znów wsiadam na Gwidona i śmigam dalej. W Wojtkówce potężny zjazd w dół, w czasie, które Gwidon rozwija niebotyczna prędkość. Dobrze, że nawierzchnia jest już sucha. Docieram do miejscowości Jureczkowa. Jestem zaledwie kilka kilometrów od granicy z Ukrainą. Przede mną około 10 km wspinaczki do Arłamowa. Tak to ta miejscowość, gdzie nasi piłkarze szykowali się do EURO. Mozolnie wdrapuje się na górę. Skręt w lewo i za 800 metrów słynny hotel w Arłamowie. Widząc olbrzymi podjazd rezygnuje z odwiedzin tego miejsca. Wolę delektować się zjazdem. Tym razem 10 km w dół bez kręcenia. Zatrzymuję się dopiero w sklepie w Makowej, gdzie robię zakupy. Sympatyczny sprzedawca zaprasza mnie na panel dyskusyjny z miejscowymi smakoszami piwa. Trochę odpoczywam i dalej w drogę. Za Makową w kierunku Huwnik znów podjazd. W Aksmanicach postój na uzupełnienie płynów. Jeszcze tylko Fredropol, Grochowce, Pikulice i jestem w Przemyślu. Początkowo nie mogę się odnaleźć, ale w biurze informacji turystycznej otrzymuję mapę i łatwiej jest mi się poruszać. 
Przemyśl ma mnóstwo miejsc związanych zarówno z I jak i II Wojną Światową. Nie sposób zwiedzić wszystkiego w ciągu kilku godzin. Wybieram więc tylko kilka obiektów. Najpierw odwiedzam Muzeum Twierdzy Przemyśl. Następnie zamek wzniesiony za czasów Kazimierza Wielkiego. 
Postanawiam odwiedzić jeszcze dwa miejsca, które minąłem w poniedziałek. Wówczas były zamknięte. Dziś miałem więcej szczęścia. Najpierw zwiedzam bunkier z tzw. linii Mołotowa. Następnie kieruję się w stronę tzw. bariery sanockiej gdzie stacjonuje Przemyskie Stowarzyszenia Dobrego Wojaka Szwejka. I tym razem mam farta bo członkowie stowarzyszenia są i wpuszczają mnie na teren obiektu.


Powoli trzeba wracać w kierunku dworca PKP skąd wyruszę w drogę powrotną do Radomska. Zanim jednak to nastąpi mam jeszcze trochę czasu. Zwiedzam więc rynek. Chwilę odpoczywam na ławeczkę, na której siedzi sobie Wojak Szwejk. 


Jeszcze tylko czas na jedzenie i można wracać. W jednej z rynkowych knajpek poznaję dwójkę turystów z Łodzi, którzy na rowerach przemierzają podobny kawałek południowo-wschodnich rubieży naszego kraju. Wymieniamy się uwagami dotyczącymi naszych podróży. Miło się rozmawia, ale czas nagli. Trzeba powoli kończyć bieszczadzką przygodę. Dziś wliczając wędrówki po Przemyślu przejechałem 73 km. 

Komentarze

  1. Stowarzyszenia Dobrego Wojaka Szwejka? Ależ fajnie, nie wiedziałam, że tak blisko można znaleźć miejsca związane z jednym z moich ulubionych bohaterów literackich :)

    A wspomniany Arłamów poznałam dopiero przy okazji Euro właśnie. Niezły szum był wokół tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajny pomysł an wyprawę! szczerze zazdroszczę! Zwłaszcza kondycji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tereny jeszcze przede mną nieodkryte:) Ale kto wie, może już niebawem;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że ja w najbliższym czasie odpadam z takich wojaży. Jak tylko dzidzia podrośnie wskakuję ponownie na rower! :) Inspirujesz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdjęcie ze Szwejkiem najlepsze:) A czytając jego przygody można nauczyć się przeklinać po niemiecku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kryzysy na rowerze są straszne... Ostatnio złapał mnie na drodze z piachu po horyzont i ani odbić ani zawrócić ;( Łzy miałam w oczach ale wiedziałam, że jeśli zsiądę to już nie wsiądę... A czas naglił.

    Ostatnio zaczęłam zauważać, że na wschodzie jest zachowanych bardzo dużo wspomnień z czasów wojen nie tylko w miastach w postaci zamków i muzeów. Na szlakach często można spotkać pomniki, kaplice i krzyże w miejscach egzekucji, tablice pamiątkowe w okolicy wielkich bitew, stare zapomniane cmentarze i miejsca pochówku żołnierzy, partyzantów, czy powstańców... Wystarczy wyostrzyć trochę wzrok i widać jak wiele się tu działo niemal na każdym kroku...

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozdrowienia od turystów z Łodzi, spotkanych w Przemyślu. Nam udało się wrócić na dwóch kółkach do samego domu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz