Groundhoppingowa niedziela w Fredropolu

Niestety niedzielny poranek nie był dla mnie łaskawy. Od rana lekko padał deszcz. Głównych planów nie zamierzałem jednak zmieniać. Na przemyskim Starym Roku zjadłem lekkie śniadanie, pokrzątałem się nieco po uliczkach odszukując pięć sympatycznych misiów. W sumie jest ich 21. Być może przy kolejnej wizycie uda mi się odszukać. Zatrzymałem się także przy Bramie Rycerskiej gdzie znajdują się naturalnej wielkości figury polskiego ułana a także węgierskiego huzara. 


Deszcz nie przestawał padać, ale za nic nie zamierzałem rezygnować z jednego z planów na dziś. Już wczoraj postanowiłem, że odwiedzę kolejny obiekt przemyskiej klasy B. Wybór padł na Fredropol. Miejscowa Unia podejmowała dziś LKS Batycze. Zanim jednak dojechałem do Fredropola musiałem pokonać nieco pagórków. Nie tylko w samym Przemyślu ale także na całej trasie wiodącej przez Pikulice i Grochowce. Nie będę ukrywał, że byłem zaskoczony dużym ruchem jaki panował na tej bądź co bądź lokalnej drodze. Spokojnie jadąc zdążyłem przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Boisko gdzie rozgrywa miejscowa Unia znajduje się bowiem na rogatkach Fredropola. Sam obiekt jak na ósmą ligę całkiem przyzwoity. Są rzędy krzesełek. Szatnie jak to często bywa zrobione są z kontenerów. Ale za to są one po wiatą. Miejscowi kibice bardzo sympatyczni. Sam mecz? No cóż. Trochę do jednej bramki. Gospodarze to zespół środka tabeli. Goście zaś pałętają się gdzie w ogonie ligowej tabeli. Ale to oni mieli pierwszą okazję do zdobycia bramki. Po rzucie wolnym bramkarz Unii odbił piłkę przed siebie. Zaskoczeni taki obrotem sprawy goście nie potrafili wbić piłki do bramki. Miejscowi zaś odpowiedzieli składną akcją. Dogranie z prawej strony boiska w pole karne a tam jeden z napastników Unii umieścił futbolówkę w siatce. Więcej emocji w pierwszej połowie nie było. Ciekawiej było za to na trybunach gdzie tradycyjnie na takich meczach nie brakowało nad trenerów. Zorganizowanego dopingu nie prowadzono choć miejscowi wywiesili dwa banery: Unia Fredropol i Sportowy Fredropol. W przerwie można było się rozgrzać Stołeczną Mocną. Po zmianie stron Unia szybko wyprowadziła drugi cios. To wyraźnie uskrzydliło miejscowych, którzy stwarzali sobie kolejne sytuacje. Nie grzeszyli jednak skutecznością. Z kilku okazji wykorzystali jedną. Goście w drugiej połowie bezbarwni. Oddali jeden groźny strzał z dystansu, który zdołał sparować golkiper Unii. W samej końcówce za bezsensowy faul drugą żółtą a w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został jeden z miejscowych. Nie przeszkodziło im to jednak zdobyć czwartego gola. W ostatniej akcji meczu gracze Unii praktycznie wjechali z piłką do bramki gości pieczętując zasłużoną wygraną. 
Po ostatnim gwizdku nie pozostało mi nic innego jak ruszyć z powrotem w stronę Przemyśla. Gdyby nie deszcz to pewnie pojechałbym dłuższą drogą. A tak zdecydowałem się pojechać tą samą, którą przyjechałem. Już w samym Przemyślu udałem się jeszcze na małe zwiedzanie. Odwiedziłem mieszczące się w Wieży Zegarowej Muzeum Dzwonów i Fajek. 


Imponować może zwłaszcza bogata kolejka fajek. Poza tym mimo niesprzyjającej aury może było wejść na taras widokowy na wieży, skąd rozciąga się piękna panorama na cały Przemyśl. Warto wspomnieć, że w kilku miejscach tarasu są rozmieszczone zdjęcia z zaznaczonymi najciekawszymi obiektami. Po zwiedzaniu udałem się jeszcze na obiad i gorącego czaju łyk. A potem można było już tylko ruszać na dworzec skąd już pociągiem wracam do domu.  

Komentarze