Będzie już sześć lat jak po raz pierwszy wybrałem się na inscenizację historyczną dotyczącą bitwy pod Mełchowem, która rozegrała się w okresie powstania styczniowego. Ładna jak na końcówkę września pogoda zachęciła mnie do wycieczki rowerowej. Oczywiście celem był położony w okolicach Lelowa Mełchów. Choć poranek nie należał do najcieplejszych to od początku trasy jechało mi się rewelacyjnie. Nogi dobrze podawały. Trasa jaką sobie obrałem nie była wyjątkowo skomplikowana. Najpierw przejechałem przez miasto kierując się w stronę szutrowego odcinka wiodącego do miejscowości Ojrzeń. Tam znów wjechałem na odcinek asfaltowy. Nim dojechałem sobie do Gidel. Miałem za sobą mniej więcej jedną trzecią trasy do Mełchowa zrobioną. A to był dobry czas na postój i drobne zakupy. Następnie można było kontynuować jazdę przez Skrzypiec do owianego legendami Garnka. Stamtąd ruszyłem na Świętą Annę i dalej na Przyrów. W tej ostatniej miejscowości z drogi głównej odbijam na Drochlin. Obserwując okolicę można było praktycznie wszędzie zobaczyć ostatnie prace polowe. W jednym miejscu tliły się ogniska palących się łodyg ziemniaczanych. Dobrego tempa jazdy nie popsuł nawet dość mocno wiejący wiatr. W Drochlinie skręcam w drogę główną, którą jadę w stronę Lelowa, by po niewielkim odcinku odbić w prawo na Mełchów. Uroczystości upamiętniające jedną z ponad tysiąca potyczek z czasów powstania styczniowego rozpoczęły się dobre dwie godziny wcześniej. Ja jednak nastawiłem się wyłącznie na inscenizację. I tak dojechałem na grubo godzinę przed nią. Rozejrzałem się po okolicy. Przeszedłem się po miejscu gdzie zaplanowano rekonstrukcję.
Spróbowałem też lokalnej potrawy zwanej ciulim, która jest odpowiednikiem przedborskiego kugla. Sama inscenizacja może nie był imponujących rozmiarów ale nie oto przecież chodzi. Najważniejsze jest kultywowanie wieloletniej tradycji. Przy okazji można zobaczyć grupy rekonstrukcyjne ale przede wszystkim poznać przebieg bitwy pod Mełchowem. Jedną z najciekawszych grup jest bez wątpienia ta wcielająca się w rolę Żuawów Śmierci czy elitarnego oddziału utworzonego przez jednego z francuskich oficerów z ochotników z Ojcowa. Po rekonstrukcji była jeszcze grochówka. Nie chciało mi się zbytnio stać w kolejce więc ruszyłem w drogę powrotną. W Przyrowie zrobiłem sobie małą przerwę na jedzenie, po czym bez zbędnego ociągania ruszyłem w stronę Radomska.
Komentarze
Prześlij komentarz