Co by tu nie powiedzieć, to tylu wizyt nad polskim morzem to ja nie planowałem. Nie ma co ukrywać. Lubię ten nasz Bałtyk. Budząc się rano w Dźwirzynie zobaczyłem lekką mgłę, która dawała nadzieję, że nie będzie padać tak jak dzień wcześniej. Założyłem sobie, że ruszę do miejscowości Łazy a następnie zawrócę do Kołobrzegu. Nie spieszyło mi się zbytnio. Oczywiście poruszałem się bardzo dobrze przygotowanym szlakiem R 10. Z Dźwirzyna szybko dotarłem do Grzybowa, skąd jest już bardzo blisko do Kołobrzegu. Niby koniec wakacji a ludzi nawet rano było jeszcze całkiem sporo. Po kołobrzeskiej rundzie ruszam do pierwszego mojego dzisiejszego celu, a mianowicie latarni morskiej w Gąskach. Za Kołobrzegiem jest fragment, którego nie lubię. Sianożęty i Ustronie Morskie na pewny odcinku mają drogę rowerową tuż przy plaży. A to powoduje, że turyści uczynili z niej deptak. Dobrze, że to już końcówka sezonu to jakoś dało się tamtędy przejechać. Przed miejscowością Gąski czekała mnie jazda najpierw po płytach a następnie mocno rozjechaną polną drogą. To efekt uboczny rosnących jak grzyby po deszczu apartamentowców. Jak wspomniałem w Gąskach zatrzymuję się aby odwiedzić miejscową latarnię morską.
Krótkie podziwianie widoków i można jechać dalej. A tak szczerze to nie mogłem słuchać pomysłów typu na tę latarnię to powinny być dwa wejścia: jedno dla wchodzących i drugie dla schodzących. Z Gąsek miałem zaledwie parę kilometrów do Mielna, które wiecznie jest pełne turystów. Ja tego miejsca jakoś nie lubię. Stąd zależało mi na tym aby jak najszybciej opuścić tę miejscowość. Jedno na plus co trzeba przyznać. Rozwiązania rowerowe są tam idealne i szybko można przemieścić się do Unieścia. Kiedyś było to odrębna miejscowość, bodaj w 2017 roku włączona do Mielna. Teren bardzo ładny, gdyż z jednej strony jest Bałtyk, z drugiej zaś Jezioro Jamno. Tak sobie jadąc dotarłem w końcu do Łaz. Niestety zaczęło padać. A to był dobry czas aby zatrzymać się na zupę rybną. Kiedy skończyłem jeść, to i padać przestało. Można było wracać. Nie spieszyło mi się. Ku mojej radości zza chmur zaczęło wyglądać słońce. W Gąskach zatrzymałem się na dorsza, który był raczej średni. W Sianożętach na 99 kilometrze kolejny przystanek. Tym razem na lody i kawę. Czas miałem rewelacyjny. Przed Kołobrzegiem mogłem sobie pozwolić na dwa dłuższe postoje na plaży. Z tego drugiego wyrwały mnie ołowiane chmury. W Kołobrzegu zatrzymuje się przy plaży na kolację. Jeszcze nie zdążyłem zamówić jedzenia a już zaczęło padać. Na szczęście niezbyt długo. Mozna było więc obejrzeć zachód słońca. Po nim już tylko na dworzec i z powrotem do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz