Deszczowy tour Velo Balticą z Międzyzdrojów do Dźwirzyna

Tegoroczne wakacje rozpoczynałem od wyprawy na nasze piękne morze. Wymyśliłem więc, że i pożegnać je wypadałoby na Bałtykiem. Toteż wykorzystując resztki wolnych dni ruszyłem pociągiem do Międzyzdrojów. Specjalnie wysiadłem tam z dwóch powodów. Po pierwsze prognozy pogody nie były zachęcające przez co trzeba było w miarę rozsądnie dysponować czasem. Po drugie odcinek R 10 ze Świnoujścia do Międzyzdrojów nie należy do moich ulubionych. Wysiadłem więc na stacji kolejowej w Międzyzdrojach. Pomyślałem, że nie pojadę ruchliwą DW 102 do Wisełki tylko przez Woliński Park Narodowy. I trzeba przyznać, że to był dobry pomysł. Przy wjeździe do parku trzeba było zapłacić 10 złotych, ale biorąc pod uwagę praktycznie zerowy ruch turystyczny to nie były zmarnowane pieniądze. Niespiesznie jechałem sobie leśnymi duktami w kierunku Warnowa. Tam już drogą asfaltową ruszyłem w stronę Wisełki. Po dojechaniu do tejże miejscowości wskoczyłem już na trasę, którą pokonywałem choćby rok temu. Tyle, że wówczas jechałem z Kołobrzegu, a tym razem w jego stronę. Było dość pochmurno, ale w miarę ciepło. Tak sobie śmigałem przez kolejne miejscowości. Widać w nich było, że ruch turystyczny powoli zanika. Aczkolwiek w niektórych miejscowościach turystów było jeszcze całkiem sporo. W Pobierowie zatrzymałem się na pyszną zupę rybną. Niestety mój dobry nastrój zmącił deszcze, który zaczął padać. Im bliżej byłem Trzęsacza tym opady były coraz bardziej obfite. Oczywiście nie zraziło mnie to. Tradycyjnie podjechałem sobie do ruin Kościoła w Trzęsaczu, z który wiążę się kilka legend. Kolejny dłuższy przystanek zrobiłem sobie w Niechorzu. W końcu tam znajduje się przynajmniej w mojej ocenie jedna z najładniejszych latarni morskich naszego wybrzeża. 


Gdyby nie deszcz to pewnie odwiedziłbym jeszcze park etnograficzny oraz park z miniaturami wszystkich naszych nadmorskich latarni. A tak trzeba było jechać dalej. Na szczęście padało nieco mniej a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Przede mną był dość długi leśny odcinek od Pogorzelicy aż do Mrzeżyna. W tej ostatniej miejscowości zatrzymałem się na kawę oraz sernik. Trzeba było się nieco rozgrzać bo co by nie mówić nieco zmokłem a przy okazji zmarzłem. Kiedy ruszałem na ostatni odcinek do Dźwirzyna wreszcie przestało padać. A już w samym Dźwirzynie po rozlokowaniu się można było pójść na relaksujący spacer po plaży. 

Komentarze