Wczorajszy etap mocno dał mi po kościach. Dziś wiedziałem, że będzie raczej bardzo spokojnie. Choć tego co czekało mnie w końcówce nie przewidziałem.
Nie pierwszy to raz piszę, że Nowy Sącz jest znakomicie przygotowany pod rowerzystów. Mnóstwo dróg rowerowych. Stąd błyskawicznie znalazłem się w okolicach słynnej fabryki lodów a stamtąd skierowałem się już na szlak Velo Dunajec. Jechałem nim już wiele razy. Mogę więc zaryzykować stwierdzenie, że w zasadzie to żadna mapa mi jest nie potrzebna. Oznaczenia są na tyle dobre, że zgubić się jest niezwykle trudno. Nigdzie mi się nie spieszyło. Mogłem sobie spokojnie jechać bez narzucania wysokiego tempa. W Starym Sączu pamiętałem aby w okolicach ryneczku skręcić w prawo i dalej osiedlowymi uliczkami jechałem sobie dalej. Od czasu do czasu robiłem sobie przystanki, głównie na uzupełnienie płynów. Ale też czasem aby podziwiać widoki.
Tradycyjnie zatrzymałem się w Jazowsku na miejscu przeznaczonym dla rowerzystów. Oczywiście nie zabrakło postoju w Zarzeczu gdzie jest automat, w którym można kupić bardzo dobre tłoczone soki. Nim się obejrzałem a już dojeżdżałem do Tylmanowej. Tu z kolei zatrzymałem się na porcję lodów. Dalej już śmignąłem w kierunku Krościenka nad Dunajcem. W ostatnim czasie ulepszone fragment Velo Dunajca na tym odcinku stąd bez problemu jechałem, aż dotarłem do miejscu już za rzeką. Trzeba było więc cofnąć się i przejechać przez most. Przy rondzie w karczmie zatrzymuje się na mały obiad.
Czeka mnie jeszcze najtrudniejszy odcinek. O ile przez Krościenko i Grywałd da się jakoś chodnikiem pojechać to dalej niestety już trzeba jechać główną drogą, która wiecznie jest zatłoczona. Wreszcie pokazał się skręt na Hałuszową. Mój entuzjazm jednak szybko opadł. Okazało się bowiem, że czeka mnie dobry kilometr jeśli nie więcej dość mocnego podjazdu. W końcu za płasko to być dziś nie mogło.
Komentarze
Prześlij komentarz