Wiślaną trasą z Bydgoszczy do Chełmna

Nie ma co ukrywać. Na tegoroczną majówkę to ja się wybierałem jak ostatni gamoń. Nie dość, że długo nie mogłem się zdecydować gdzie w ogóle pojechać, to jeszcze bilety na pociągi zacząłem ogarniać tydzień przed majówką. Szans na miejsca na rower nie było. Finalnie z dwóch opcji zdecydowałem się na kolejną wyprawę w kujawsko-pomorskie. Sięgnąłem po listę z moim planami na ten rok. I już wiedziałem, że będę kręcił na odcinku od Grudziądza do Torunia. Jako się rzekło na Intercity biletów już dawno nie było. Ale udało mi się jakoś ogarnąć transport do Bydgoszczy. Rzecz jasna nie było to takie łatwe. Bo o ile do Łodzi udało się spokojnie dojechać. Następnie przejechać rowerem z dworca Fabrycznego na Kaliski. O tyle na odcinku Łódź Kaliska - Toruń Główny trzeba było mieć nadzieję, że nie będzie żadnych opóźnień. Wszak w Toruniu czasu na przesiadkę miałem raptem osiem minut. O dziwo się udało bez większych komplikacji dojechać do dworca Bydgoszcz Wschód. Tam dość późno bo po 14:00 można było wreszcie ruszyć w trasę. Praktycznie zaraz przy dworcu wskoczyłem na Wiślaną Trasę Rowerową. Tak sobie pomyślałem, że przynajmniej przez Bydgoszcz nią pojadę aby nie kluczyć po jakichś uliczkach. Pomysł był niezły. Trasa w miarę dobrze oznakowana. Z nawierzchnią już nieco gorzej, ale jakiegoś tam dramatu nie było. Chyba najtrudniejszy był odcinek po wałach przeciwpowodziowych. Głównie oczywiście z uwagi na duży ruch zarówno pieszych jak i rowerzystów. Po pokonaniu jakichś 15 kilometrów wydostałem się na drogę asfaltową. Tam okazało się, że minąłem całą Bydgoszcz a o to mi właśnie chodziło. Nie spiesząc się zbytnio ruszyłem w kierunku Świecia. Z uwagi na majówkę ruch na tej bocznej, aczkolwiek wąskiej drodze był znikomy. W zasadzie można powiedzieć, że trasa była dość monotonna. Może poza niewielkim odcinkiem w okolicach Złej Wsi, gdzie trzeba było wdrapać się po małej serpentynie. Jadąc przyzwoitym tempem mijałem sobie kolejne miejscowości. W Grucznie zatrzymałem się na małe zakupy, gdyż moje zapasy były już na wykończeniu. Po uzupełnieniu zapasów skręciłem na Kosowo. W oddali po drugiej stronie Wisły pokazała się piękna panorama Chełmna. Nie pozostało mi nic innego jak przez miejscowość Niedźwiedź dojechać do drogi głównej, by po przejechaniu mostu na Wiśle znaleźć się w Chełmnie. I tu czekała na mnie niespodzianka, którą był solidny podjazd do centrum. Nie spiesząc się zbytnio dojechałem sobie do rynku. Tam zatrzymałem się na mały obiad. 


Po posiłku zrobiłem jeszcze mały rekonesans aby mniej więcej zorientować się co zwiedzić i jak się poruszać po tym miasteczku. Z rynku miałem jeszcze niecałe dwa kilometry do Gościńca pod Różą, który stanowi moją bazę wypadową. 

Komentarze