Grudziądzkie spichrze nad Wisłą

Plan na dziś nie był wybitnie skomplikowany. Ot pojechać sobie na wycieczkę do Grudziądza. Rano jakoś wybitnie mi się nie spieszyło. Ruszyłem przed 9:00. Na początku zrobiłem jak się później okazało niepotrzebną rundę po mieście. Nikt mnie nie gonił więc na spokojnie mogłem sobie przejechać do ronda wylotowego z miasta. Tuż za nim pojawiła się ścieżka rowerowa, którą jechałem sobie aż do granic powiatu. Po przekroczeniu powiatu grudziądzkiego droga rowerowa niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki zniknęła. Widać od razu, że w tymże powicie za rowerzystami nie przepadają. Świadczyć o tym może fakt, że brakuje oznakowania Wiślanej Trasy Rowerowej w newralgicznym punkcie. Dobrze, że pamiętałem, że w pewnym momencie trzeba skręcić w lewo. I tak po pokonaniu niewielkiego odcinka wjechałem na wał wiślany. Następnie na przedmieściach Grudziądza trafił się marny odcinek, który w miarę szybko przekształcił się w drogę rowerową, którą niczym po sznurku jechałem sobie w stronę centrum. Był jeden tylko moment zawahania. Konkretnie w miejscu, gdzie jak się wydaje Wiślana Trasa Rowerowa ma dwie odnogi. Ta, którą zamierzałem jechać w pewnym momencie zakończyła się schodami. Co by nie mówić musiał to jakiś geniusz projektować. Zaraz za schodami droga rowerowa znów się pojawiła. Na spokojnie dojechałem sobie do centrum Grudziądza. Zwiedzanie zamierzałem rozpocząć od Wieży Klimek. Po drodze minąłem Pomnik Ułana z dziewczyną. 


Ku mojemu zdziwieniu odbudowana niedawno Wieża Klimek wraz z pozostałościami zamku są dostępne dla turystów bezpłatnie. Wracając co chwilkę zatrzymywałem się przy kolejnych wystawach miejscowego Muzeum, które rozsiane po spichrzach. Warto zaznaczyć, że można kupić jeden wspólny bilet na wszystkie wystawy. Zamierzałem nieco odpocząć nad Wisłą, ale musiałem się zadowolić jedynie kilkoma zdjęciami. Nad Grudziądz bowiem zaczęły nadciągać burzowe chmury. Zaczęło do tego bardzo mocno wiać. Stąd trzeba było po prostu ruszać w drogę powrotną. Po wyjechaniu z miasta dało się odczuć silnie wiejący wiatr. Oczywiście wiejący w twarz. Mimo wszystko nie zamierzałem jechać tą samą drogą. W miejscowości Szynych odbiłem przy głównej drodze w lewo. Przejechałem nad Autostradą Bursztynową, za którą odbijam w prawo. Jechałem więc drogą równoległą do tej, którą pokonywałem przedpołudniem. Co by nie mówić była ona na dużym odcinku mocno dziurawa. Ale za to miała jeden dość wymagający podjazd. Dzięki temu nie było aż tak monotonnie. Po dotarciu do Chełmna odwiedzam miejscowe Muzeum. Zatrzymuje się też na obiad. Po nim kręcę się jeszcze trochę wzdłuż dawnych murów obronnych. Podjechałem też do parku, w którym znajdują się miniatury zamków krzyżackich. Oczywiście tylko części. 


Dłuższe zwiedzanie przerwały mi burzowe pomruki. Nie było wyjścia. Trzeba było wracać do mojej bazy noclegowej. Po drodze trochę postraszyło, że będzie ulewa. Deszcz popadał jednak może z minutę a burza przeszła bokiem. 

Komentarze