Ostatnimi czasy często w swoich podróżach nawiązuję do tradycji. Od dwóch może trzech lat regularnie rowerem odwiedzam naszych południowych sąsiadów. Zwykle ma to miejsce przy okazji spotkań piłkarskich. Dziś po prostu ruszyłem na pogranicze polsko-czeskie trochę rozbijać rowerek. Oczywiście najpierw trzeba było pociągami dostać się do Chałupek. Tam tylko wymiana waluty i można było ruszać w kierunku Czech. Celem wyprawy była przygraniczna Opava. Jadąc tam niby opracowałem sobie jakąś trasę. Obiecałem sobie, że będę wyjątkowo cierpliwy i postaram się trzymać oznaczeń czeskich szlaków rowerowych. I tak po przekroczeniu granicy w Silherovicach skręciłem w prawo na miejscowość Hat. O ile mnie pamięć nie zawodzi to jechałem tą drogą ale od strony Darkovic. O dziwo jechałem w miarę płynnie bez błądzenia. Za miejscowością Hat szlak skręcał w las. Zgodnie z wytycznymi i ja tam skręciłem. Okazało się, że trafiłem na całkiem fajny, asfaltowy odcinek, który doprowadził mnie do miejscowości Vresina. Tam zrobiłem sobie mały odpoczynek. Zaopatrzony w parki i rohliki a także kofolę mogłem jechać dalej. Tym razem boczną drogą do miejscowości Bohuslavice. Tam z kolei trafiłem na kolejny szlak rowerowy, którym dotarłem do Bolatic. I tu droga rowerowa się skończyła. Do kolejnego punktu kontrolnego czyli Kravare musiałem jechać ruchliwą drogą. Na domiar złego zaczęło niemiłosiernie wiać. Przez Kravare trzeba było się przebijać chodnikiem. Zamierzałem odwiedzić miejscowy pałac. Ale niestety ten było otwarty jedynie do 14:00. Z wczorajszych analiz map wynikało, że od pałacu w Kravarze do Opavy powinien być szlak rowerowy. Powinien bo oczywiście oznakować żadnych nie napotkałem. Może poza jednym, który pokazywał niby szlak rowerowy. Ciekawostką był fakt, że wiódł on przez pola golfowe. Jadać tak nieco na azymut dotarłem do Velkich Hostic. Potem szlak miał prowadzić na Male Hostice by doprowadzić mnie do Opavy. Jakimś cudem zastosowałem pewnie znany jedynie autochtonem skrót. W efekcie wylądowałem na rogatkach Opavy. Plan miałem taki, że dojadę do centrum, pozwiedzam sobie a następnie odszukam miejsce noclegowe. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Przy samym wjeździe do Opavy droga rowerowa niczym w Radomsku nic z gruszki, ni z pietruszki się urwała. Jechać główną drogą z uwagi na olbrzymi ruch nie było szansy. Przejechałem więc kawałek takiej niby obwodnicy i odbiłem w pierwszą drogę w prawo. Tym sposobem chciałem dojechać do centrum. Okazało się, że miałem trochę szczęścia. Droga, w którą skręciłem była tą przy której miałem zarezerwowany nocleg. Po dojechaniu na miejsce, zostawiłem rzeczy. Postanowiłem, że dam odpocząć rowerkowi i ruszyłem pieszo w kierunku centrum. Choć można było pojechać rowerem, gdyż na ulicach były wydzielone pasy dla rowerów. W centrum była jeszcze czynna informacja turystyczna. Zaopatrzyłem się więc w mapkę i ruszyłem na zwiedzanie. Jak nie trudno się domyślić moim celem numer jeden była rzeźba "Opavskiego szpiega".
Samo centrum Opavy ma bardzo ładną zabudowę. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na obiekty sakralne. Trochę pokręciłem się po Górnym i Dolnym Rynku. Zobaczyłem też chyba najsłynniejszy dom handlowy międzywojennej Czechosłowacji czyli Bredę. Obecnie jest ona nieczynna. Ale są na niej jakiejś oznaczenia, które dają nadzieję na jakąś rewitalizację tego miejsca. Na koniec zwiedzania nie mogło zabraknąć zakupów i degustacji smażonego sera.
Komentarze
Prześlij komentarz