Niedzielny trip do Pszczyny

Biorąc pod uwagę niewielką odległość jaka dzieli Wisłę Małą od Pszczyny oraz fakt, że pociąg do Radomska miałem dopiero późnym popołudniem, wymyśliłem na dziś trasę nieco okrężną. Niespiesznie wyruszyłem z Wisły Małej w kierunku miejscowości Chybie. Wszystko po to aby przynajmniej w części objechać Jezioro Goczałkowickie. Niby niedziela a ruch na drodze był dość duży. Po dotarciu do miejscowości Landek odbijam w jakąś boczną uliczkę i zgodnie z tym co podpowiada nawigacja kieruję się w stronę Zabrzegu. Jedzie się całkiem przyjemnie głównie z uwagi na fakt, że ruch samochodowy znikomy. W Zabrzegu jadę wzdłuż torów, potem po przejechaniu mostu zawracam. I ponownie jadę wzdłuż torów drogą, która była tak dziurawa, że aż trudno to opisać. Przy przejeździe kolejowym skręcam na Wiślaną Trasę Rowerową, którą jadę w kierunku zapory na jeziorze. Robię sobie również małą przerwę na uzupełnienie płynów. Dalej ładną drogą rowerową jadę w kierunku Goczałkowic Zdrój. Tam odwiedzam znane ogrody Kapias. Niestety zwiedzanie ich w słoneczną niedzielę nie ma żadnego sensu. Ogrom ludzi sprawia, że nie ma większej satysfakcji z podziwiania tego bądź co bądź pięknego miejsca.


Ostatecznie robię sobie jedynie krótki spacer i jadę do Pszczyny. Tam na rynku też tłumy ludzi. Do restauracji czy kawiarni kolejki niczym po pralkę za PRL-u. Jadę więc w stronę skansenu licząc, że będzie mniej ludzi. Po drodze widzę, że ubiegłotygodniowa powódź Pszczyny nie oszczędziła. W wielu miejscach woda jeszcze nie opadła choć powalone drzewa już wszędzie pousuwane na boki.
Przy skansenie też mnóstwo ludzi, ale udało się znaleźć jedno wolne miejsce. Można było więc zjeść obiad po czym ruszyć w powrotem w stronę centrum. Tym razem aby pokręcić się nieco po przy zamkowym parku.



Mam jeszcze trochę czasu, więc raz jeszcze jadę na rynek gdzie ludzi nieco mniej. Dzięki czemu mogę spokojnie zjeść deser. A po nim można już jechać w kierunku dworca kolejowego.

Komentarze