Zakosami nad Jezioro Żarnowieckie

Tej wyprawy w ogóle nie miałem w planach. Czasem jednak zaplanujemy coś spontanicznie. I tak było w przypadku tego wyjazdu. Parę ładnych lat minęło od mojej ostatniej wizyty nad Jeziorem Żarnowieckim. Stąd wymyśliłem, że ponownie sobie tam pojadę. Tym razem jednak będzie to moja baza wypadkowa.
Mając świadomość, że pociąg do Wejherowa dowiezie mnie przed piątą rano a do Lubkowa gdzie stacjonuję jest niezbyt dużo kilometrów zaplanowałem nieco okrężny etap.
Ze wspomnianego Wejherowa początkowo kierowałem się na Gniewino. Oczywiście jazda o tak wczesnej porze nie zdarza mi się często stąd trzeba było się podczas kręcenia kilometrów rozbudzać. W Kniewie odbiłem w prawo na Puck. Kilometry dość szybko nabijały się na licznik. Mniej więcej w połowie odcinka wiodącego do Pucka podjeżdżam do pomnika ofiar masowych egzekucji jakich w latach 1939-1940 dokonali Niemcy w okolicy Piaśnicy Wielkiej.
Chwila zadumy i ruszam dalej na Puck. Mimo, że było wcześnie rano to ruch na drogach dość spory. Już w samym Pucku robię małą rundę po mieście po czym wskakuję na trasę R10, którą zamierzam dotrzeć do Swarzewa. Tam zaczyna się szlak rowerowy po dawnej kolei Swarzewo - Krokowa. Blisko 20 kilometrów pięknej drogi rowerowej. Radość z jazdy próbował mącić nieco bardzo mocno wiejący wiatr. Ale mimo otwartych przestrzeni jakoś pokonywałem kolejne kilometry. Po dotarciu do Krokowej czeka mnie odcinek bardzo ruchliwą drogą wojewódzką. Z uwagi na fakt, że jest jeszcze bardzo wcześnie za Żarnowcem nie odbijam od razu na Lubkowo tylko jadę dalej prosto do Wierzchucina. Mam bowiem w planach objechać Jezioro Żarnowieckie. Po przejechaniu niewielkiego odcinka zatrzymuję się przy Piaśnicy, gdzie zbierają się amatorzy kajakarstwa. Tak sobie pomyślałem, że w sumie popołudniu będzie można się wybrać na spływ Piaśnicą, która w Dębkach wpływa do Morza Bałtyckiego. Wstępnie się zapisuję. Biorę numer kontaktowy i ruszam do Wierzchucina. Tam małe zakupy i odbijam w lewo na Prusewo a potem na Brzyno. Dłuższy postój robię w Nadolu. Niestety miejscowy skansen dziś zamknięty. Statek, którym chciałem wybrać się w rejs po jeziorze też nie pływa.


Nie pozostaje nic innego jak ruszyć na Czymanowo, objechać elektrownie wodną i ruszyć na Lubkowo.Tam na kolejnej przystani zatrzymuję się na dużą zapiekankę. Robię sobie dłuższy odpoczynek. Następnie docieram już do miejsca gdzie będę nocował. Rozpakowuje się. Krótka drzemka i można ruszać na spływ Piaśnicą.
Zostawiam Gwidona w miejscu gdzie jedna z firm oferujących spływy ma swoją bazę i ruszam w kajakiem w stronę Dębek gdzie Piaśnica wpływa do Morza Bałtyckiego. Syn właścicieli wypożyczalni zachęca mnie aby nie kończył spływu od razu przy ich przystani ale popłynął do miejsca, gdzie Piaśnica wpada do Morza Bałtyckiego i stamtąd dopiero zawrócił w stronę przystani kajakowej. Sama rzeka nie jest zbyt trudna technicznie. Nie ma powalonych drzew czy konieczności przenoszenia kajaka. Zaskoczył mnie dość wysoki stan Piaśnicy oraz to, że jest to bardzo czysta rzeka. Cała trasa liczy około 7-8 kilometrów. Spokojnym tempem można ją pokonać w około dwie godziny. Ja choć dawno kajakiem nie płynąłem, radziłem sobie przyzwoicie. Dwa razy przez przypadek wpłynąłem w przybrzeżne oczerety, z których szybko się jednak wydostałem. Samo wpłynięcie do Morza Bałtyckiego super przeżycie. Obawiałem się nieco tego czy uda mi się sprawnie zawrócić kajak bo nurt tam jest dość silny. Na szczęście zawrotkę zrobiłem sprawnie i mogłem płynąc w kierunku przystani.



Tam syn właścicieli wypożyczalni zostawił kajak i odwiózł mnie do miejsca gdzie czekał na mnie Gwidon.

Komentarze