Trip przez zamek Czocha do Kargula i Pawlaka

Ja to się chyba nigdy nie nauczę, aby nie słuchać autochtonów. Wczoraj jeden starszy pan powiedział mi, po co mam jechać na Orłowice i stamtąd w kierunku granicy skoro tu można nieco skrócić drogę jadąc obok wyciągów. No to sobie skróciłem, można powiedzieć z przekąsem. Ów skrót to bardzo mocny podjazd, po którym byłem tak zmęczony, że w zasadzie można było zamykać etap. Z tego powodu zrezygnowałem z przejazdu przez Czechy, tylko od razu ruszyłem w kierunku Zamku Czocha. W Pobiednej zatrzymuje się na zakupy. I oczywiście nie obyło się bez spotkania z przedstawicielem miejscowego elementu, który mimo że było jeszcze przed dziewiątą rano spożywał myślę już nie pierwszy złocisty trunek tego dnia. Ale jak stwierdził on jest Elwis, wszyscy go tu znają i jemu wolno w miejscu publicznym spożywać piwerko. Ruszam dalej poinstruowany przez Elwisa, którego faktycznie wszyscy znają co było widać po pozdrowieniach. Przejeżdżam obok ruin zamku w Świeciu, które są dostępne do zwiedzania dopiero od 10:00. Prawie godzinę nie chce mi się czekać. Może wrócę jutro. Do zamku Czocha docieram przed otwarciem. Załapuje się na pierwszą grupę, która będzie zwiedzać zamek. Bilet do tanich nie należy. Trzeba dowiem wydać 40 złotych, ale warto. Zwiedzamy z przewodnikiem. Akurat mojej grupie trafił się młody chłopak, który miał dar przekazywania informacji. Ponad godzinne zwiedzanie mija bardzo szybko. Kręcę się jeszcze wokół zamku.


Kawałeczek za zamkiem zatrzymuję się na porcję lodów, gdyż zaczęło solidnie świecić słońce. Ruszam w kierunku Gryfowa Śląskiego. A następnie na Proszówkę. Tam na jednym z podjazdów Gwidon doznaje małego urazu. Na szczęście udało się naprawić usterkę. Choć ręce miałem całe w smarze z łańcucha. Jadę dalej. Sprawnie docieram do Lubomierza. Rzecz jasna większości osób miejsce kojarzy się przede wszystkim z Muzeum Kargula i Pawlaka. Bilet kosztuje 20 złotych. Samo Muzeum może nie jest imponujące, ale mamy tam mnóstwo rekwizytów wykorzystywanych podczas kręcenia tej ponadczasowej komedii. Póki co nie ma jeszcze żadnego eksponatu z najnowszego filmu Sami Swoi, który stanowi wprowadzenie do znanej trylogii.


W rynku zatrzymuję się na drugą tego dnia porcję lodów. Następnie ruszam dalej w kierunku Lwówka Śląskiego. W miejscowości Pławna Dolna przywitała mnie piękna, asfaltowa droga rowerowa, którą docieram do Lwówka Śląskiego. Sama miejscowości znana jest z tego, że ma najstarszy browar w Polsce. Zatrzymuje się na rynku, odpoczywam, jem obiad w miłym towarzystwie po czym trzeba wracać. Początkowo jadę tak jak przyjechałem. Dopiero w Proszówce odbijam w lewo i zjazdem docieram do Mirska. Tam robię sobie postój na uzupełnienie płynów. Chwila odpoczynku, bo lało się ze mnie niemiłosiernie. Z Mirska śmigam już do Świeradowa Zdrój. Jeszcze tylko zakupy na jutro i można zamykać dzisiejszy etap.

Komentarze