Sentymentalna podróż do Lidzbarka Warmińskiego

Nieco inaczej ta moja podróż miała wyglądać, ale jak to mówi jeden z moich uczniów "Życie". Nie mniej jednak jak już sobie wszystko od strony logistycznej ogarnąłem to można było ruszać na Warmię. Oczywiście najpierw trzeba było dostać się do Olsztyna, tam poczekać blisko godzinę na osobówkę do miejscowości Korsze. Stamtąd grubo po 14:00 ruszyłem na trasę, która w założeniu miała liczyć około 60 kilometrów a finalnie liczyła ponad 70.
Z miejscowości Korsze ruszyłem trasą Green Velo w kierunku Sępopola. O dziwo na pewno odcinku jechałem asfaltową drogą rowerową, co na szlaku Green Velo takie oczywiście nie jest. Teren był lekko pagórkowaty, ale jechało się bez większych przeszkód. Dość szybko dotarłem do Sępopola, z którego odbiłem na Wiatrowiec i dalej na Łabędnik. Droga na tym odcinku była już znacznie gorsza. Ale najciekawsze miało dopiero nadejść. Po przejechaniu niewielkiego odcinka drogi wojewódzkiej odbijam na Bisztynek. W Bajdytach muszę skręcić w prawo na Galiny. Tak przynajmniej podpowiedziała mi mapa i nawigacja bo o drogowskaz w takim rejonie ciężko. Droga tragiczna, asfalt chyba nigdy nie wymieniany a do tego jeszcze kawałki z polnych kamieni. Aby było jeszcze ciekawiej od strony Galin nadeszła ulewa. Wystarczył może kwadrans i byłem cały mokry. A jechać trzeba było ale ostrożnie bo nawierzchnia była zdradliwa. W Galinach robię przerwę na zakupy. I ruszam na Krekole. I znów fragmentami muszę zmagać się z drogą na pewnych odcinkach zrobioną z polnych kamieni.
Dopiero w Krekolach pojawia się droga asfaltowa, którą sunę sobie do Stoczka Klasztornego. Tam zatrzymuję się na chwil kilka w miejscowym klasztorze wpisanym na listę Pomników Historii. O ile mnie pamięć nie zawodzi to ostatnim razem jak tam byłem to wspominałem, że w klasztorze przetrzymywany był swego czasu kardynał Stefan Wyszyński.
Od Stoczka Klasztornego trzymam się ponownie szlaku Green Velo, który prowadzi polnymi duktami, ale utwardzonymi. Tragedii więc nie ma. Trasę znam ponieważ pokonywałem ją pod koniec września ubiegłego roku. W okolicach Sarnowa wzbudzam małą sensację wśród miejscowego elementu, który toczył w Miejscu Obsługi Rowerowej ożywioną dyskusję.
Do Lidzbarka Warmińskiego zostało mi ledwie kilka kilometrów.


Sprawnie docieram do dawnej stolicy Warmii. W okolicach Wysokiej Bramy zatrzymuję się na pizzę. Jest już dość późno. Ale do miejsca, gdzie będę nocował mam jakieś cztery, może pięć kilometrów. Mogę więc zejść by potem na spokojnie dojechać sobie do Wielochowa gdzie będę stacjonował.

Komentarze