Podjazdowy tour na zamek Wleń

Brutalnie obeszła się z moimi rowerowymi planami w dniu dzisiejszym pogoda. Poranna burza i ulewny deszcz pod znakiem zapytania postawiły w ogóle jakąkolwiek wyprawę rowerową w dniu dzisiejszym. Dopiero około dziewiątej przestało padać. Ołowiane chmury, które wisiały nad okolicą zwiastowały, że znów może lunąć. Nie mniej jednak otworzyłem mapę aby zerknąć co mimo wszystko można by zwiedzić aby nie tracić dnia. Trójstyk graniczny przełożę najwyżej na jutro. Niestety Karpacz i Kowary trzeba będzie odpuścić. Finalnie wymyśliłem sobie, że pojadę na zamek Wleń.
Było już dość późno jak ruszałem ale nie zamierzałem odpuszczać. Dość powiedzieć, że pierwszy odcinek trasy to pokonałem w takim tempie jakbym był zawodowym kolarzem. Błyskawicznie przejechałem przez Mirsk. Dość sprawnie pokonałem podjazd pod Proszówkę, choć trzeba było uważać na kierowców. Niektórzy ewidentnie znaleźli prawo jazdy w chipsach. Bez kłopotów przejechałem przez Lubomierz a następnie skierowałem się na Wojciechów. Tam robię przerwę na jedzenie i uzupełnienie płynów. Tak się zacząłem zastanawiać, że coś za łatwa jest ta trasa. I miałem rację. Schody miały się dopiero zacząć. Z Wojciechowa w stronę Radomic najpierw czekał mnie dwukilometrowy odcinek polnej, kamienistej drogi. Rzecz jasna nie brakowało też gigantycznych kałuż po porannych deszczach. A potem na wąskiej dróżce rozpoczął się pierwszy bardzo ciężki podjazd. A po drodze na zamek były jeszcze inne. Może już nie tak ciężkie ale jednak. Jak już dotarłem do Łupek zjechałem na dół a tam okazało się, że zamek to ja przejechałem. Tym samym trzeba było pokonać dodatkowo kilometrowych mocny podjazd. Dopiero w okolicach pałacu Lenno w Łupkach okazało się, że zamek jest za pałacem a prowadzi do niego niepozorna kamienista dróżka. Dopiero za pałacem pokazują się drogowskazy jak trafić na zamek. Jeszcze kawałek pod górkę i schody wejściowe. Ale po nich to ja już Gwidona nie zamierzałem wnosić. Przypiąłem go do barierki i ruszam na zwiedzanie. Bilet kosztuje 10 złotych. Niby mogę skorzystać ze zniżki, ale z niej nie korzystam. Przy okazji wypełniam ankietę dotyczącą zamku. Oczywiście jako mankament wskazuję słabe oznaczenie. Z tym faktem zgadza się Pan z kasy biletowej.


Sam teren zamku a raczej zamkowych ruin nie jest zbyt imponujący pod względem obszaru. Ale warto wejść na wieżę aby zobaczyć piękną panoramę okolicy. Początki warowni sięgają czasów Bolesława Wysokiego a więc początków rozbicia dzielnicowego w Polsce. Obecnie jest ono pod opieka dwóch stowarzyszeń, które opiekuje się w sumie sześcioma warowniami.
Po zwiedzaniu zatrzymuję się w pobliskim pałacu na kawę i sernik. Przez chwilę wydaje się, że będzie padać. Ale silny wiatr szybko rozwiał chmury.
Droga powrotna już taka prosta nie była. Kusiło mnie aby jeszcze podjechać pod położoną niedaleko zaporę na Bobrze w Pilchowicach. Finalnie jednak odpuściłem. Pokonanie kilku mocnych podjazdów zaczynało bowiem dawać o sobie znać. Ale jak już pokonałem podjazd pod Proszówkę to miałem w świadomości, że teraz praktycznie do samego Świeradowa Zdrój będą same odcinki zjazdowe. Niestety wracał o nie najlepszej godzinie przez co ruch na drodze jest o wiele większy niż wczoraj.
Po dotarciu do Świeradowa Zdrój jadę jeszcze pokręcić po części uzdrowiskowej.



W końcu jestem trzeci dzień w Świeradowie Zdrój a nie odwiedziłem jeszcze Parku Zdrojowego. Odwiedzam więc Dom Zdrojowy, w której jest pijalnia wód uzdrowiskowych. Nie ominąłem oczywiście słynnej fontanny z czterema żabkami. Zatrzymałem się jeszcze na obiad, po którym mogłem już powoli kończyć dzisiejszy etap.

Komentarze