Przyszedł czas aby rozpocząć drugą część objazdu wyspy Bornholm. Przed dziewiąta rano ruszyłem z miejscowości Bolshavn. Pierwsze kilometry upłynęły znaną mi już trasą do Svaneke. Jechałem powoli ciesząc się widokami i przede wszystkim rewelacyjną infrastrukturą rowerową. Dłuższy postój zrobiłem sobie w miejscowości Nexo. Troszkę się po niej pokręciłem i ruszyłem dalej.
Pogoda była całkiem przyjemna. Nie grzało tak jak wczoraj. Teren w zasadzie cały czas był płaski. Bardzo rzadko pojawiały się jakieś podjazdy, ale to było nic w porównaniu z tymi, które pokonywałem wczoraj. Jechałem bez mapy gdyż wszystko jest znakomicie oznakowane w terenie. Na dłużej zatrzymuję się w miejscowości Dueodde odwiedzam miejsce, które kiedyś stanowiło siedzibę duńskiego wywiadu. Dziś jest tam zlokalizowane Muzeum. Wstęp dość drogi bo całe 100 koron, ale jak to się mówi pewnie więcej na Bornholmie nie będę.
Po zwiedzaniu ruszam dalej. Trasa jak po sznurku prowadzi mnie w kierunku Ronne. Niestety na około 20 kilometrów przed wspomnianą miejscowością zaczęło padać. Na szczęście nie lało jakoś strasznie, więc dało się jechać.
Pogoda była całkiem przyjemna. Nie grzało tak jak wczoraj. Teren w zasadzie cały czas był płaski. Bardzo rzadko pojawiały się jakieś podjazdy, ale to było nic w porównaniu z tymi, które pokonywałem wczoraj. Jechałem bez mapy gdyż wszystko jest znakomicie oznakowane w terenie. Na dłużej zatrzymuję się w miejscowości Dueodde odwiedzam miejsce, które kiedyś stanowiło siedzibę duńskiego wywiadu. Dziś jest tam zlokalizowane Muzeum. Wstęp dość drogi bo całe 100 koron, ale jak to się mówi pewnie więcej na Bornholmie nie będę.
Po zwiedzaniu ruszam dalej. Trasa jak po sznurku prowadzi mnie w kierunku Ronne. Niestety na około 20 kilometrów przed wspomnianą miejscowością zaczęło padać. Na szczęście nie lało jakoś strasznie, więc dało się jechać.
Po dotarciu do Ronne mam jeszcze kilka godzin do odpłynięcia. Ruszam więc na zwiedzanie miasteczka. W miejscu przypominającym rynek zatrzymuję się na obiad. Tanio nie było, ale za to jedzenie bardzo dobre. Wypełniając sobie czas wolny podjeżdżam na niewielką plażę.
Mniej więcej na godzinę przed odpłynięciem pobieram bilet na prom do Ystad. Pierwsza część podróży mija bez problemów. Te zaczęły się w Ystad. Najpierw musiałem się najeździć po placu aby znaleźć miejsce gdzie otrzymuję bilet na statek. Co zostałem można określić tylko jednym słowem - dramat. Firma skasowała pieniądze a kilka godzin muszę spędzić na podłodze w urągających warunkach. Obsługa statku tylko wzrusza ramionami i ma na wszystko wywalone. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że ja tak tej sprawy nie zostawię.
Komentarze
Prześlij komentarz