Magiczny tour wokół Jeziora Czorsztyńskiego z bonusem

Ja to jednak czasem mam niezłe pomysły. Pierwotnie dzisiejszy etap miałem zacząć zupełnie inaczej. Zamierzałem ruszyć z Grywałdu do Czorsztyna. Tam rozpocząć od zwiedzania zamku następnie powrót do drogi głównej i jazda do zamku w Niedzicy. Płynięcie gondolą odrzuciłem gdyż nie zamierzałem rywalizować o miejsce z przysłowiowymi Januszami i Grażynkami. Wczoraj jak donosił Tygodnik Podhalański oczekiwanie na transport wynosiło półtorej godziny. Oczywiście opcja z gondolą jest jak najbardziej wskazana dla rodzin z dziećmi, które chcą objechać Jezioro Czorsztyńskie. Finalnie po analizie mapy wymyśliłem sobie bonus. I postanowiłem przejechać odcinek najpiękniejszy odcinek Velo Dunajca. A to oznaczało wizytę na Słowacji. Trasa wyszła o wiele dłuższa, ale już teraz mogę napisać, że warto było.
Zatem z Grywałdu ruszyłem do Krościenka. Małe zakupy w sklepie i można było zaczynać prawdziwy etap. A właściwie rodzaj prologu. Ruszyłem dość wcześnie stąd nie musiałem przeciskać się przez tłumy. Za przystanią w Szczawnicy ruszyłem w stronę Czerwonego Klasztoru. Tu i ówdzie pojawiali się już pierwsi rowerzyści i turyści piesi. Nawet nie wiem kiedy przekroczyłem granicę i znalazłem się na Słowacji. Nie będę ukrywał. Odcinek do Czerwonego Klasztoru mnie po prostu zauroczył. Widoki były po prostu niesamowite. Jak choćby ten na Trzy Korony. Co prawda fragment, który pokonywałem był w tłucznia, ale znakomicie ubitego więc jechało się super. Bodaj tylko dwa razy na króciutkich odcinkach zgodnie ze wskazówkami trzeba było rowerek podprowadzić. W ogóle się nie spieszyłem. Po prostu chłonąłem widoki jak gąbkę. I zauroczenia wyrwała mnie dopiero główna droga na Słowacji, którą nieopatrznie pojechałem. Szybko jednak zawróciłem bo uświadomiłem sobie, że przecież było kładka w stronę Czerwonego Klasztoru. Jeszcze tylko kawałeczek po słowackiej stronie i przez kładkę przejeżdżam na stronę polską. Ponownie wskakuję na Velo Dunajec. W większości szlak jest odseparowany od głównych dróg stąd jedzie się znakomicie. Jedynie krótkie odcinki trzeba pokonywać drogą publiczną. W Sromowcach widać już było tratwy i pierwszych chętnych na spływ Dunajcem. Ja już wiedziałem, że nie dam rady czasowo. Ale kiedyś przyjadę specjalnie przepłynąć się Dunajcem. Niespiesznie podążam w stronę zamku w Niedzicy. Mijam Jeziorko Sromowieckie i docieram pod zaporę w Niedzicy. Po schodach Gwidona targał nie będę. Nie pozostaje nic innego jak podjechać dość wymagającym acz krótkim podjazdem do zamku. Przy okazji ucinam sobie pogawędkę z rodziną z dzieciakami, która chciałaby dotrzeć do Szczawnicy. Patrząc na wiek dzieciaków zalecam jedynie odcinek do Czerwonego Klasztoru. Na zamku w Niedzicy już milion turystów. Oczekiwanie na zwiedzanie blisko godzinę. Kiedyś jednak ten pięknie położony zamek zwiedzałem więc ruszam dalej. Niedaleko za zamkiem rozpoczyna się słynna trasa wokół Jeziora Czorsztyńskiego.


Po drugiej stronie widać zamek Czorsztyn, który będzie spinał dzisiejszy etap. Mała sesja zdjęciowa i można ruszać. Na początek mały podjazd, ale nie szczególnie wymagający. Widać już jednak, że trzeba będzie uważać gdyż na trasie mrowie niedzielnych rowerzystów. A do tego jeszcze Sebiksy, którzy chcą pokazać swoją moc. Jechałem sobie spokojnie bez zbędnego pośpiechu. W pewnym momencie rozpoczął się długi podjazd w kierunku miejscowości Falsztyn. I tu jeden as mnie minął chcąc chyba pokazać, że on to ma parę. A wystarczyło jej jeszcze na może 50 metrów. Bo za chwilę ów jegomość zszedł z roweru i dalej prowadził pod górkę. Ja zaś jechałem swoim tempem delektując się co jakiś czas widokiem na Tatry. Po osiągnięciu najwyższego punktu zatrzymuje się na lody. W końcu po takim wysiłku nagrodą się należała. Odpoczynek i można ruszać dalej. Tym razem jest w dół. I od razu taka refleksja i rada, dla tych którzy być może kiedyś się tam wybiorą. Jeździe od Niedzicy w stronę Dębna a nie z Czorsztyna na Dębno. Podjazd do Falsztyna od strony Dębna może Was pokonać. Nawet ja widząc solidny podjazd zdawałem sobie sprawę, że od tamtej strony mogłyby być ciężary. I współczułem wszystkim niedzielonym turystom, którzy prowadzili rowery. Ja tymczasem jechałem na Frydman i Dębno. W tej drugiej miejscowości obowiązkowo trzeba skręcić do miejscowości aby zobaczyć Kościółek znajdujący się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znany choćby z serialu Janosik. To tam kręcono bowiem sceny jak murgrabia chowa talary i ślubu Maryny i Janosika. 


Po zwiedzeniu Kościółka jadę w kierunku szlaku. Pomyślałem, że nie będę wracał w to samo miejsce tylko skręcę w lewo i schodkami wtargam Gwidona na szlak. Okazało się, że wjechałem na teren elektrowni. Ale sympatyczny pracownik otworzył mi furtkę przez co nie musiałem zawracać i ponownie znalazłem się na szlaku. Za chwilkę Velo Dunajcem zakręcał w stronę Nowego Targu a ja dalej odbijam dobrze oznakowanym szlakiem na Czorsztyn. Przejechałem niewielki odcinek i znów ukazała mi się przepiękna panorama Tatr.


Spokojnie jadę sobie w stronę Czorsztyna. Trasa malownicza, ale trzeba było uważać na mniej doświadczonych turystów. Za chwilkę na horyzoncie pokazują się dwa zamki. Ten majestatyczny w Niedzicy i ten nieco mniej atrakcyjny w Czorsztynie. A to oznaczało, że powoli etap będzie się kończył. W okolicach przystani pod zamkiem zatrzymuję się na kolejna porcje lodów. Po czym wdrapuję się Gwidonem na zamek. Ludzi mniej więc za 10 złotych można spokojnie zwiedzić ruiny zamku i podziwiać widok na warownię w Niedzicy.


Na szlak wokół Jeziora już nie wracam. Jadę w górę do Czorsztyna. I tu trzeba przyznać zaczęła się rzeźnia. W pewnym momencie trzeba było powiedzieć pas i zatrzymać się na solidny obiad. Mozolnie udało mi się dotrzeć do rozjazdu, którym pierwotnie miałem jechać. Odbijam na Krośnicę. Ruch duży więc dla własnego bezpieczeństwa jadę chodnikiem. Mam cały czas z górki. Docieram do drogi głównej. I tu skręcam na Nowy Sącz. Fragmentami chodnikiem, momentami niewielkim poboczem spokojnie docieram do Grywałdu. Podjeżdżam jeszcze do sklepu na zakupy po czym wracam do miejsca noclegowego.

Komentarze