Nieszablonowy był ten 2023 rok

Trudno uwierzyć, ale właśnie kończy się dziesiąty sezon moich podróży Gwidonem po naszym pięknym kraju. Rzecz jasna znajdą się tacy, którzy stwierdza, że nie tylko po Polsce. To też prawda. Choć tych akcentów zagranicznych jest bardzo mało. A jak wyglądał ten kończący się rok? Po części podobny do poprzednich. Nie brakowało bowiem wypraw zaplanowanych. Jednak bardzo dużo było takich, których w ogóle nie planowałem.
Sam sezon rowerowy zacząłem dość późno, gdyż dopiero w połowie marca. Zwykle to już w lutym robię pierwsze przetarcie. Nie zawsze jednak weekendowe okienko pogodowe na to pozwala. Jako się rzekło sezon rozpocząłem w marcu wycieczką do legendarnego Garnka. W tym samym miesiącu po raz pierwszy wziąłem udział w oficjalnych zawodach. Mistrzowskie Otwarcie Sezonu organizowane przez Rajdy dla frajdy było dla mnie nowością a jednocześnie pokazało mi, że jazda aby danym dystans przejechać jak najszybciej jest zdecydowanie nie dla mnie. Przy okazji okazało się, że Gwidon jechał z kontuzją i trzeba było poddać go regeneracji.
Słabo wypadły w tym roku kwiecień i maj. W tym pierwszy wyruszyłem w zasadzie jedynie na dwie wyprawy. Przy obu wspierałem się nieco koleją. Pierwszą z nich rozpocząłem w Kielcach by trasą Green Velo dojechać do Oblęgorka. Planowałem dojechać aż do Drzewicy. Niestety Green Velo marnie oznaczone i trzeba było nieco skrócić wyprawę kończąc ją w Końskich. Druga z nich miała być połączeniem groundhoppingu i zwiedzania. O ile udało się zobaczyć mecz po czeskiej stronie Cieszyna o tyle ze zwiedzaniem Skoczowa już tak różowo nie było. Wszystko przez zamknięte muzeum Gustawa Morcinka. Bez rewelacji minął również maj, w którym to odbyłem tradycyjne wycieczki do Złotego Potoku i Kamyka.
Dużo lepszy był czerwiec choć długo nic nie zapowiadało ciekawych wycieczek. Nie mniej jednak jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego ruszyłem raz jeszcze na mecz do czeskiego Cieszyna a stamtąd pagórkami do Ustronia. Wszak tam mnie Gwidonem jeszcze nie widzieli. W pierwszym zaś tygodniu wakacji sięgnąłem po wyprawę z listy. W końcu udało mi się odwiedzić kopalnię soli w Kłodawie. A przy okazji zawitałem również do miejscowości Chełmno nad Nerem gdzie znajdował się niemiecki obóz zagłady a także do Koła gdzie nad Wartą są zamkowe ruiny.
Na początku lipca ruszyłem na pierwszą kilkudniową wycieczkę rowerową. Bazą wypadową był Świdwin. I choć nie udało mi się dotrzeć do wszystkich zaplanowanych miejsc to mimo wszystko wyprawę uznaję za udaną. Po latach przerwy ponownie zawitałem do uzdrowiskowego Połczyna.


Nie zabrakło też Kołobrzegu, do którego ze Świdwina opracowałem aż trzy alternatywne trasy. Zawitałem też do Reska czy skansenu kolejowego w Gryficach. Idąc niejako za ciosem jeszcze w lipcu ruszyłem w kolejną wyprawę z listy. Tym razem po długim oczekiwaniu odwiedziłem Kalisz a także zamek w Gołuchowie.


W lipcu planowałem jeszcze start w swoich pierwszych oficjalnych zawodach. Jednak z uwagi na fakt, że niemal w ostatniej chwili organizatorzy Lubuskiej Szosy wydłużyli trasę i niekorzystnie zmodyfikowali jej przebieg zrezygnowałem ze startu. Nie oznacza to jednak, że do Zielonej Góry, która jest rajem dla rowerzystów nie pojechałem. Owszem udałem się do winnego grodu odwiedzając choćby skansen w dzielnicy Ochla.


Przejechałem również, tyle że po swojemu trasę Lubuskiej Szosy zwiedzając m. in. dawnych obóz jeniecki, znany z filmu Wielka ucieczka. Przetestowałem również piękną trasę rowerową wiodącą z Zielonej Góry do Nowej Soli.
Jeszcze w lipcu odbyłem dwie jednodniowe etapówki. Jedna wiodła z Lipiec Reymontowskich do Drzewicy a druga nad zalew w Ostrowach nad Okszą. Przy okazji tej pierwszej zawitałem do położonego nad Pilicą Inowłodzu gdzie są ładnie odnowione ruiny dawnego zamku z czasu Kazimierza Wielkiego.



Pierwsze dni sierpnia przyniosły zaplanowaną wyprawę do Krosna. Trzeba przyznać, że choć trochę storpedowała ją pogoda to bez wątpienia była to wyprawa obfitująca w mnóstwo atrakcji turystycznych. Z ważniejszych można wyliczyć choćby bunkier kolejowy w Stępinie, dworek Marii Konopnickiej w Żarnowcu, Muzeum Lizaka w Jaśle, zamek w Odrzykoniu, skansen w Bóbrce, pałac w Dukli. Rzecz jasna nie można zapomnieć o uzdrowiskach Iwonicz Zdrój i Rymanów Zdrój a także o morderczym odcinku, które łączy te dwie miejscowości.


Sierpień to tradycyjny początek nowego sezonu w niższych ligach również w Czechach. Toteż nie mogło mnie zabraknąć na inauguracyjnym meczu w czeskim Cieszynie. A przy okazji przejechałem się kawałkiem Wiślanej Trasy Rowerowej wiodącym z Ustronia do Wisły.
Końcówka wakacji przyniosła także wyprawę na Warmię i Mazury a konkretnie na Centralny Zlot Turystów Kolarzy. Warto zaznaczyć, że był to pierwszy zlot od 2019 roku i choć nie wszystkie trasy były dobrze wytyczone, brakowało oznaczeń a odcinków szutrowych była cała masa to impreza była bardzo udana i obfitowała w atrakcje turystyczne. Na pierwszy ogień poszła leśniczówka, w Praniu gdzie pomieszkiwał choćby Konstanty Ildefons Gałczyński. Bardzo fajna była wycieczka wokół Jeziora Śniardwy. Gdyby jeszcze ktoś kiedyś zrobił tam infrastrukturę rowerową była był rewelacja.



Podczas zlotu nie brakowało również akcentów związanych z wojskowością. Wymienię choćby Twierdzę Boyen w Giżycku czy Wilczy Szaniec w Gierłoży. Były też takie łatwe odcinki gdzie głównym celem było dotarcie do miejscowości o ciekawych nazwach.


Wyjątkowo łaskawy w tym roku dla wycieczek rowerowych okazał się wrzesień. Można powiedzieć, że wykorzystałem ten miesiąc chyba w stu procentach. Korzystając w faktu, że w tym roku rozpoczęcie roku szkolnego było 4 września mogłem pierwszego wziąć udział w uroczystościach upamiętniających bitwę pod Mokrą. Oczywiście nie zabrakło mnie na uroczystościach pod Ewiną. Uczestniczyłem także w otwarciu nowego szlaku rowerowego wiodącego z Zakrzówka Szlacheckiego do Gidel. 
Na przełomie września i października odbyłem drugą w krótkim czasie wyprawę na Warmię. Celem wycieczki był Lidzbark Warmiński. I choć początek w Olsztynie był ciężki z uwagi na ulewę to potem było już tylko lepiej. Na odcinku z Lidzbarka Warmińskiego do Stoczka Klasztornego mającego statut Pomnika Historii Polski towarzyszyła mi przesympatyczna koleżanka Angelika, którą poznałem wracając pociągiem ze Zlotu w Mikołajkach.



Sam Lidzbark Warmiński a także okolica sprawiała, że na przyszły rok planuję tam powrócić Gwidonem a także zabrać moją klasę na Zieloną Szkołę.W październiku wziąłem także udział w charytatywnym rajdzie do Napoleonowa. I choć aura była marna to w akcji charytatywnej po prostu musiałem wziąć udział. Wykorzystując chyba ostatnie w miarę dobre okienko pogodowe pokręciłem się trochę po Żywcu a także podjechałem do jednego z bunkrów w Węgierskiej Górce.


Sezon zakończyłem w Święto Niepodległości wyprawą po powiecie radomszczańskim podczas której odwiedziłem m. in. Kobiele Wielkie, Żytno czy Borzykową.
Na nadchodzący rok coś tam sobie zaplanowałem. Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam do lektury już jutro.

Komentarze

  1. 10 lat rowerowych wypraw! No super! Podziwiam i życzę kolejnej dziesiątki i kolejnej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt trochę czasu już się zeszło. Sporo też wypraw udało się zrealizować. Nie zawsze te, które sobie zaplanowałem. Ale najważniejsze, że co roku udaj się sporo miejsc odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz