Jesienny Żywiec z Węgierską Górką w tle

Optymistyczne prognozy pogody sprawiły, że sobotę postanowiłem przeznaczyć na wycieczkę rowerową. Rozważałem kilka opcji. Finalnie wybór padł na Żywiec. Raz jeszcze mnie tam Gwidonem nie było a dwa w miarę dobrze są skomunikowane pociągi, którymi nieco trzeba było się wspomóc. Biorąc pod uwagę, że bardzo wcześnie wstałem to i dość szybko znalazłem się w samym Żywcu. Pierwsze wrażenie było raczej marne. Wiadomo, ja większość miejscowości oceniam pod kątem przygotowania na przyjęcie turystów kolarzy. I tu niestety Żywiec wypada beznadziejnie. Próżno bowiem szukać ciągów pieszo-rowerowych, o drogach rowerowych nie wspominając. Mimo tych niedostatków, sprawnie dotarłem na żywieckie rynek skąd udałem się w kierunku zamku. Ten otwierano o 10:00, miałem więc godzinę czasu aby pokręcić się po położonym tuż obok parku. Trzeba przyznać, że park wygląda bardzo przyzwoicie. Warte polecenia są choćby Domek Chiński czy Ogród Różany.


Warto zaznaczyć, że w pobliżu parku są właściwie dwa zamki. Pierwszy tzw. stary, w którym mieści się aktualnie muzeum a także nowy, który jest niedostępnym dla turystów pałacem rodu Habsburgów. W samym muzeum możemy obejrzeć kilka wystaw rozsianych w trzech budynkach. W sumie aby wszystko spokojnie obejrzeć trzeba wygospodarować przynajmniej godzinę czasu.
Po zwiedzaniu zamku ruszyłem z powrotem w kierunku dworca, gdyż to tam prowadzi droga do Węgierskiej Górki, która była drugim moim celem na dziś. Niejako po drodze podjechałem do Muzeum miejscowego browaru aby zapytać o warunki zwiedzania. Przy okazji zarezerwowałem sobie termin zwiedzania.
Wspominałem już, że Żywiec rowerowo kompletnie jest nieprzygotowany. Na szczęście odległość do Węgierskiej Górki nie jest zbyt duża, stąd ruch samochodów da się przeżyć. Nie mniej jednak w miejscowości Wieprz odbijam w kierunku centrum aby do miejsca docelowego dotrzeć boczną i nie aż tak ruchliwą drogą. W samej Węgierskiej Górce planowałem zobaczyć nieco inne bunkry. Finalnie jednak jadać bulwarem nad Sołą natrafiłem na drogowskazy prowadzące do ciężkiego schronu bojowego Waligóra. Specjalnie trudno tam trafić nie było, ale trasa była na tyle wymagająca, że przez pewien czas trzeba było Gwidona prowadzić.



Obiekt na pewno wart odwiedzenia zwłaszcza, że w pobliżu rozciąga się ładna panorama nie tylko na samą Węgierską Górkę a także na Beskid Żywiecki. Miłośnicy historii z pewnością wiedzą, że odbyła się tutaj jedna z pierwszych bitew wojny obronnej 1939 roku.
Wracając w drogę powrotną na chwilę zatrzymałem się nad Sołą, aby podziwiać ładne krajobrazy najbliższej okolicy.



Odpoczynek nie trwał zbyt długo, gdyż trzeba było sprawnie wracać do Żywca na zwiedzanie muzeum miejscowego browaru. Dotarłem w sam raz. Przede wszystkim przed dużą grupą, z którą nie miałem zamiaru zwiedzać. Udało mi się wejść przed nimi dzięki czemu w spokoju przy pomocy audioprzewodnika poruszałem się po kolejnych salach muzeum. Warto wspomnieć, że w ramach biletu mamy możliwość degustacji złocistego trunku warzonego w żywieckim browarze. Ja z racji jazdy rowerem wybrałem opcję soku.
Po zwiedzaniu, które trwało dobrą godzinę w pobliskiej restauracji zatrzymałem się na obiad. Czas miałem bardzo dobry, stąd zdecydowałem, że jeszcze raz podjadę na rynek. Tam przy kawie i serniku można było podsumować tą moją sobotnią wycieczkę.

Komentarze