Zlotowy tour do Wilczego Szańca

Nauczony doświadczeniem pierwszych dni Centralnego Zlotu Turystów Kolarzy dzisiejszy etap postanowiłem ułożyć po swojemu. Oczywiście wszystko po to aby w miarę możliwości wyeliminować odcinki szutrowe. Oczywiście te, które się da. Plan zlotowego etapu zakładał jadę do Mrągowa i dalej na Świętą Lipkę, Kętrzyn i Gierłoż. Wiadomo, że ja jestem bardzo pamiętliwy i rano przypomniałem sobie, że Mrągowo dostało swoiste embargo za bezmyślność w tworzeniu dróg rowerowych. Może gdybym stacjonował w Mikołajkach to po drobnych korektach zrealizowałbym zakładana trasę. A tak postanowiłem, że Świętą Lipkę trzeba odłożyć i skupić się na Kętrzynie i Gierłoży.
Podobnie jak wczoraj wczesnym rankiem ruszyłem w stronę Mikołajek. Droga minęła całkiem przyjemnie. Nawet odcinek szutrowy już przestał mi przeszkadzać. W Mikołajkach podjeżdżam do bazy zlotu, gdzie odbieram premię punktową za udział w zlocie. Dalej tak samo jak wczoraj przez Tałty kieruję się w stronę Rynu. Odcinek szutrowo-brukowy trochę mnie spowolnił, ale czas miałem przyzwoity. Po dojechaniu do Rynu podjeżdżam do zamku, który pełni obecnie rolę hotelu. Pewne części są udostępniane do zwiedzania, ale to zaczyna się dopiero o 11:00. A blisko półtorej godziny oczekiwania nie wchodziło w grę. Ruszyłem więc bocznymi drogami w kierunku Kętrzyna. Teren wyraźnie zrobił się pagórkowaty. Zaczął mnie też łapać drobny kryzys, stąd droga trochę mi się dłużyła. W końcu jednak udało mi się dotrzeć do Kętrzyna gdzie zawitałem do dawnego zamku krzyżackiego, w którym obecnie mieści się m. in. muzeum. Można w nim zapoznać się z historią zamku jak i samej miejscowości. Nie brakuje też wystawy poświęconej Wojciechowi Kętrzyńskiemu a więc patronowi muzeum.
Z Kętrzyna mam już całkiem blisko do Gierłoży, w której zlokalizowany jest słynny Wilczy Szaniec. Prowadzi do niego dość wąska a z uwagi na zainteresowanie turystów bardzo ruchliwa droga. Kiedy pierwszy raz byłem w Wilczym Szańcu pod koniec lipca 2014 roku terenem zarządzała prywatna spółka, która dzierżawiła go od Nadleśnictwa Srokowo. W wyniku braku realizacji części zapisów umowy oraz zaległości finansowych względem Nadleśnictwa to ostatnie jakiś czas temu wypowiedziało umowę i po długiej batalii sądowej sprawę wygrało. I trzeba przyznać, że obiekt bardzo się zmienił. Są punkty gastronomiczne, sklepik z pamiątkami. Biorąc pod uwagę fakt, że czekał mnie dość długi spacer po obiekcie trzeba było zacząć a jakże od wojskowej grochówki. A potem można było ruszyć na zwiedzanie. Sam bilet kosztuje 25 złotych, dodatkowo można sobie wypożyczyć słuchawki a rodzajem audiobooka. Można zwiedzać samemu albo z przewodnikiem. Co prawda z biletem wstępu nie dostaniemy mapki terenu ale jest on tak znakomicie oznaczony i opisany, że w zasadzie jest ona do niczego nie potrzebna. Trzeba zaznaczyć, że sam obiekt, mimo iż większość bunkrów została wysadzona pobudza wyobraźnię.


Rozmach i monumentalność głównej kwatery Adolfa Hitlera nawet na największym dyletancie zrobi wrażenie. Podczas spaceru można zobaczyć nie tylko pozostałości po bunkrach ale także zobaczyć wystawy w tym jedna poświęconą powstańczej Warszawie. Bo to właśnie tu zapadały kluczowe decyzje dotyczące stłumienia powstania i dalszych losów naszej stolicy. Sam wódz Trzeciej Rzeszy przebywał w Wilczym Szańcu około 800 dni. Tu też miał miejsca chyba najsłynniejszy zamach na jego życie. Samo miejsce, w którym go dokonano jest specjalnie upamiętnione. Poza Adolfem Hitlerem w Wilczym Szańcu mieszkali bądź gościli najbliżsi współpracownicy wodza Trzeciej Rzeszy.
Wzmocniony dawką historii mogłem ruszać z powrotem. Zamierzałem nieco skrócić drogę powrotną i jechać na Kwiedzinę i dalej Owczarnię ale panowie w kasie biletowej z uwagi na jakość drogi skutecznie mi to odradzili. Ruszyłem więc tą sama drogą, którą przyjechałem. O dziwo odcinek z Kętrzyna do Rynu minął mi zdecydowanie szybciej niż rano. Może dlatego, że było więcej elementów zjazdowych a możne tylko tak mi się wydawało. tak czy inaczej bardzo sprawnie dotarłem do Rynu. Tam na postoju spotykam zaprzyjaźnionych zlotowiczów. Krótki odpoczynek i ruszam na Mikołajki i dalej w kierunku Wejsun. Na końcówce etapu na obrzeżach Rucianego-Nidy zatrzymuję się na rybkę. A potem już tylko do mojej bazy wypadowej.

Komentarze