Przerwany etap w Jazowej

Nawałnica jaka wczesnym rankiem przechodziła przez Krosno nie napawał mnie optymizmem. Było niemal pewne, że trasy jaką sobie na dziś zaplanowałem raczej nie uda się pokonać. Nie pozostało mi nic innego jak tylko poszukać transportu do Sędziszowa Małopolskiego, do którego zamierzałem dziś pojechać. To tam miała zakończyć moja wyprawa rowerowa. Szybko okazało się, że wydostanie się pociągiem z Krosna to jest wyższa logistyka. Wertując rozkłady jazdy kolei wychodziło na to, że miejscem skąd można będzie się dostać najpierw do Rzeszowa a potem do Sędziszowa Małopolskiego jest Strzyżów. Krótko mówiąc tak czy siak trzeba będzie przejechać około 40 kilometrów bez względu na warunki pogodowe. Po 9:00 przestało padać, więc można było ruszać w drogę. Zgodnie z założeniami jechałem boczną drogą w kierunku Frysztaka, którą jechałem również we wtorek. Co jakiś czas pokrapywało ale niezbyt mocno więc można było jechać. Względne warunki pogodowe trwały mniej więcej do Bartnego. Miałem wówczas przejechane około 20 kilometrów czyli byłem mniej więcej w połowie drogi. Chcąc jak najdłużej jechać boczną drogą w Kobylach nie skręciłem w lewo na Frysztak a w prawo na Jazową. W ten sposób jechałem niemal pustą a jednocześnie równoległą drogą do tej wojewódzkiej wiodącej do Strzyżowa. Niestety pogoda zaczęła się gwałtownie pogarszać. Zaczęło mocno grzmieć a zwiastowało, że nadchodzi kolejna burza. Najgorzej, że ja jechałem wprost na nią. W Jazowej zaczyna już mocniej padać i grzmieć. Przy jednym z domów spytałem krzątających się autochtonów czy jest tu jakieś miejsce gdzie można przeczekać nawałnicę. Jedyne takowe to przystanek, do którego musiałbym zawrócić. W toku rozmowy padała jednak propozycja, że skoro jadę do Strzyżowa to w sumie mogę załadować Gwidona na przyczepkę i pan Celestyn mnie podrzuci. Wszak i tak tam jedzie z kosiarkami do naprawy.


I w ten sposób uniknąłem burzy. Po dotarciu do Strzyżowa pan Celestyn instruuje mnie jak dojadę do dworca. W podziękowaniu choć w minimalnym stopniu się odwdzięczam pomagając zdjąć z przyczepki kosiarki. Żegnam się z sympatycznym panem Celestynem i ruszam w kierunku rynku. Mam trochę czasu do pociągu więc wstępuje do cukierni na ciasto i kawę. Tyle co wszedłem do lokalu a tu znów zaczyna lać. Na szczęście tym razem pada bardzo krótko. Mogę więc spokojnie dojechać sobie na dworzec w Strzyżowie skąd kolejnymi pociągami dotarłem do Radomska.
Swoją drogą takie dni jak dziś przywracają we mnie wiarę w drugiego człowieka.

Komentarze