Imieninowo w Spale i Konewce

To była bodaj trzecia lub czwarta próba wyprawy w okolice Tomaszowa Mazowieckiego. W końcu dzisiaj się zebrałem i ruszyłem na wyprawę rowerową. Wszak prawie miesiąc nigdzie nie byłem. Oczywiście po zmianie czasu na zimowy pokonywane dystanse nie są zbyt duże. Ale nie o to chodzi. Skoro pogoda sprzyja to trzeba korzystać.
Rzecz jasna jesienią aby gdzieś dalej pojechać to trzeba się wspomóc pociągami. Dziś ruszyłem więc najpierw do Koluszek, tam przesiadka w kierunku Drzewicy. Zaplanowałem sobie bowiem, że wysiądę na stacji Brzustów a stamtąd ruszę w kierunku Inowłodza a dalej aby na mecz do Rzeczycy albo do Konewki i Spały. Bardzo szybko okazało się, że padło na opcję drugą. W Brzustowie bowiem jest skręt na Spałę a skoro tak to na mecz piłkarski do Rzeczycy wybiorę się innym razem. Większość odcinka z Brzystowa do Spały to były dukty leśne ale na szczęście dobrze utrzymane więc jechało się całkiem przyjemnie. Po dotarciu do Spały w jednym w lokali zamawiam kawę i sernik. Trzeba przyznać, że tani ten zestaw to nie było. Ale w końcu imieniny ma się raz do roku. Pogoda sprzyjała więc można było degustację przeprowadzić na świeżym powietrzu. Po pewnym czasie przyłączył się do mnie jeden z miłośników jednośladów, który tez zatrzymał się na mały posiłek. Z panem Andrzejem trochę sobie porozmawialiśmy. Ale jak to mówią kilometry same się nie wykręcą więc trzeba było po dłuższym panelu dyskusyjnym ruszyć w dalszą drogę. Podjeżdżam jeszcze do spalskiego Żubra a następnie ruszam do Konewki. Tam jak już wiecie z moich wcześniejszych relacji znajduje się jeden z bunkrów kolejowych.



Teren, na którym znajduje się bunkier jest dobrze zagospodarowany. W samym bunkrze, który liczy blisko 400 metrów ma liczą kolekcję ciekawych eksponatów. Mnie zawsze zachwyca makieta pociągu, który mógłby zmieścić się w bunkrze. Warto zaznaczyć, że obok jest też miejsce gdzie można nieco odpocząć. Po zwiedzaniu można było ruszać z powrotem. Z powierzchownych wyliczeń wynikało, że przy dobrym tempie powinienem zdążyć na wcześniejszy pociąg. Ale wymagało to utrzymywania niezłego tempa. Mniej więcej w połowie trasy tempo udało się na tyle utrzymać, że była szansa na to, że zdążę. W Ujeździe odbijam na Będków, ale do tej miejscowości ostatecznie nie docieram. na wysokości Olszowej decyduję, że odbiję na Popielawy a następnie dojadę do stacji kolejowej Łaznów. Czasowo już to nie wyglądało tak różowo, ale w dalszym ciągu z wyliczeń wychodziło, że powinienem zdążyć niemal na styk. Wspominane Popielawy pojawiły się dość szybko, ale przejazd przez miejscowość trochę czasu zajmuje. W końcu docieram do Łaznowa. Stamtąd mam jeszcze około dwa kilometry do stacji. Rzut oka na zegarek i już mam pewność, że dam radę. Po dotarciu na peron okazuje się, że mam jeszcze siedem minut do przyjazdu pociągu. 

Komentarze