Pustynia Błędowska z zamkowymi bonusami

Nie ma to jak na wstępie wyprawy pojawiają się schody. I dosłownie i w przenośni. Po sprawnym przemieszczeniu się pociągami do miejscowości Łazy można było rozpocząć kolejną wyprawę rowerową, która była umieszczona na mojej liście. Na początek trzeba było targać Gwidona po schodach bo jakże dworzec w Łazach nijak nie jest przystosowany do rowerów. Po tym jak udało mi się pokonać dworcową kładkę, można było ruszać w trasę. I tu pojawiły się kolejne schody. Zamierzałem jechać na Błędów i dalej bocznymi drogami na Chechło. O ile dotarcie do Niegowonic nie nastręczyło większych problemów to już dojechanie stamtąd do Błędowa owszem. Brak jakiegokolwiek drogowskazu sprawił, że zamiast na Błędów ruszyłem na Grabową i dalej na Chechło. W ten sposób co by nie mówić nieco zaoszczędziłem czasu. A przy okazji jechałem mało ruchliwą drogą co mnie bardzo cieszyło. Tak pokonując kolejne kilometry dotarłem do Chechła. Minąłem stadion miejscowej Centurii. Warto przy okazji zaznaczyć, że kiedyś byłem tutaj na meczu ligowym. Tym razem moim celem był punkt widokowy Dąbrówka. Przy pomocy jednej autochtonki oraz dobrym kierunkowskazom bez problemów dotarłem do pierwszego celu mojej dzisiejszej wyprawy. Był to wspominany już punkt widokowy Dąbrówka, z którego ładnie widać Pustynię Błędowską. 
 

Po krótkiej pauzie ruszam dalej. Dojeżdżam do drogi główniej i ruszam do miejscowości Klucze. Tam znajduje się drugi punkt widokowy Czubatka. Z niego doskonale widać jak Pustynia Błędowska jest zajmowana przez las. Można odnieść wrażenie, że niedługo to mało co z niej zostanie.
Na chwilę przysiadłem pod wiatą aby coś zjeść. Odpoczynek przerwała mi rodzina, która mówiła językiem naszych zachodnich sąsiadów. Nie pozostało mi nic innego jak tylko zakończyć przerwę i ruszyć w dalszą podróż. W pierwotnych założeniach miałem jechać prosto na Pilicę. Ale tak sobie pomyślałem, że nikt mnie nie goni więc dołożyłem jeszcze wizyty w dwóch zamkach, które są w okolicy. Z miejscowości Klucze ruszyłem więc na Jaroszowiec i dalej na Bydlin. Tam trochę pokluczyłem, ale ostatecznie trafiłem do ruin miejscowego zamku.



Po drodze można poczytać o bitwie pod Krzywopłotami, którą to stoczyli legioniści Marszałka Józefa Piłsudskiego. Stąd nikogo nie powinien dziwić fakt, że miejscowy klub piłkarski nazywa się Legion. Same ruiny zamku w Bydlinie są niewielkie i można jej zwiedzić bez żadnych opłat. Jadąc dalej dojechałem drogą wojewódzką do miejscowości Dłużec. I przyszło mi pokonać kawałek DW 794. O dziwo ruch na drodze był znikomy co oczywiście mnie cieszyło. Pokonując kolejne podjazdy bo to w końcu Jura Krakowsko-Częstochowska dotarłem do Smolenia. Tu miałem ostatni punkt do zwiedzania a mianowicie Zamek Pilcza. Kiedy ostatni raz tam byłem trwały prace rekonstrukcyjne. Dziś mogłem podziwiać efekt końcowy, który trzeba przyznać wygląda całkiem, całkiem.


Oczywiście na zdjęciu widać tylko mały fragment dokonanej rekonstrukcji. Po spacerze wśród zamkowych ruin można było jechać dalej. W Pilicy robię krótki postój na jedzenie i ruszam nieco po skosie w kierunku Włodowic. Do tej pory trasa trochę mi się dłużyła. A od Pilicy widać było wyraźnie pochłaniany dystans. Tak sobie śmigałem na Żerkowice i Skarżyce. Trasa usiana pagórkami stąd sporo podjazdów ale i zjazdów. Na jednym z nich Gwidon osiągnął niemal 60 km/h. Po drodze do Włodowic jest jeszcze zamek Bąkowiec w Morsku ale z tego co wyczytałem trwają tam jakieś prace i jest zamknięty dla zwiedzających. Co by nie mówić od mniej więcej Żerkowic zaczęły się zbierać ołowiane chmury. We Włodowicach na domiar złego zaczęło potwornie wiać. Nie było wyjścia trzeba było się zatrzymać i przeczekać zbliżającą się nawałnicę. Na szczęście nie okazała się ona tak groźna jak wyglądała. Popadało i to niezbyt intensywnie może z pół godziny i było po wszystkim. Można było ruszać dalej na Mirów i Niegową. Tam ostatni postój i później końcowy dość długi ale niezbyt męczący podjazd w okolicach Postaszowic. A dalej praktycznie już tylko z górki w stronę Złotego Potoku. Na ostatnich kilometrach minąłem jeszcze kilka grup pątników zmierzających na Jasną Górę i zameldowałem się w Złotym Potoku, w który stacjonuję.

Komentarze