Pszczyna pozytywnie zaskoczyła

Plan na dziś nie był wybitnie skomplikowany. Z Cieszyna pojechać do Pszczyny a po drodze zawitać jeszcze do Goczałkowic Zdrój. Rankiem niespiesznie ruszyłem w stronę Czechowic Dziedzic. Postanowiłem, że nie będę jechał tak jak wczoraj tylko zastosuję pewnie skrót. Na początku etapu trochę ciężko było się wydostać z Cieszyna. Miasto mówiąc wprost nie zdało egzaminu z infrastruktury rowerowej. Ale nie mogło być inaczej gdyż na newralgicznym odcinku gdzie wydaje się ona wręcz wymagana jej po prostu nie ma. Koniec, końców pokonując mozolnie kolejne podjazdy wydostałem się z Cieszyna i ruszyłem na Dębowiec. Teren usiany podjazdami, ale tylko do pewnego momentu. od Dębowca bowiem teren wyraźnie się już wypłaszczał. Tak sobie jadąc dotarłem do miejscowości Ochaby. Tam przeciąłem DK 81, przejechałem most na Wiśle i bardzo wąską drogą, ale za to ze znikomym ruchem kołowym jechałem sobie na Zaborze i dalej na Mnich. W tej ostatniej miejscowości wskoczyłem na drogę, którą jechałem wczoraj. Tu ruch był już dużo większy więc trzeba było uważać. Na rogatkach Czechowic Dziedzic okazało się, że wybrana przeze mnie trasa było o co najmniej 20 kilometrów krótsza niż ta, którą jechałem we wtorek. Pomimo nasilającego się słońca jechało się całkiem przyzwoicie. Czas miałem też niezły i nie chciałem go marnować stąd postanowiłem nieco ominąć wspomniane Czechowice i jechać na Zabrzeg. Tam jeden z drogowskazów wyraźnie kierował mnie na na zaporę na Jeziorze Goczałkowickim. Upewniwszy się w miejscowym sklepie, że wskazywana droga doprowadzi mnie do zapory modyfikuję nieco moją trasę i jadę jak chce drogowskaz. I faktycznie po niedługim odcinku dojechałem do korony zapory. Była nawet wydeptana mała dróżka, którą wtaszczyłem Gwidona. A dalej już jadąc wzdłuż zapory mogłem podziwiać jezioro. A za zaporą przywitała mnie piękna droga rowerową, którą jak zapewniali autochtoni dojadę do samej Pszczyny. Takie wiadomości to ja lubię. Niestety po pokonaniu pewnego odcinka przyszło mi odbić w prawo na Goczałkowice Zdrój. I tu niestety choć się o to prosi to infrastruktury rowerowej nie ma żadnej. Zresztą samo uzdrowisko też nie powala na kolana. Park zdrojowy nawet ładnie utrzymany. Ale brakuje wspomnianych ścieżek rowerowych. Informacja turystyczna niby tylko dzisiaj ale jednak zamknięta na cztery spusty. Mówiąc wprost, słabo to wyglądało.


Nie pozostało nic innego jak schłodzić się nieco porcją lodów i można było wracać do drogi głównej. A przy niej już czekała na mnie droga rowerowa, którą dotarłem do Pszczyny. I tu jak mnie zresztą poinformowali w uzdrowisku rowerowo jest znakomicie. Może nie wszędzie są ścieżki, ale to niewielkie fragmenty. Ale za to wszystko jest bardzo dobrze oznakowane, dzięki czemu człowiek nie błądzi. W samej Pszczynie mamy mnóstwo atrakcji. Ja dziś skupiłem się na dwóch. Pierwsza to rzecz jasna miejscowy zamek.


Na szczęście nie ma tam żadnych udziwnień i można sobie samemu zwiedzać. Jest też kilka opcji do wyboru. Jeśli ktoś chce może skorzystać z audiobooka. Na spokojnie zwiedziłem sobie zamkowe wnętrza a następnie pięknymi alejkami parkowymi dotarłem do drugiego punktu, który chciałem odwiedzić a mianowicie niewielkiego skansenu Wsi Pszczyńskiej. Obiekt może nie powala wielkością, ale jest dość ciekawie urządzony.


Obok skansenu znajduje się karczma gdzie można coś tam zjeść, z czego i ja skorzystałem. Po posiłku i odpoczynku można było ścieżką rowerową ruszać w kierunku dworca, z myślą że kiedyś trzeba będzie tutaj jeszcze koniecznie zawitać. Wszak jeśli z Pszczyny będzie można drogą rowerową dojechać aż do miejscowości Strumień. To będzie można podziwiać przynajmniej z jednego brzegu całe Jezioro Goczałkowickie.

Komentarze