Krótka wycieczka po polsko-czeskim pograniczu

Co prawda pierwotnie miała być to zupełnie inna wyprawa, ale niestety. Z uwagi na roboty torowe wizyta w Sierpcu musi poczekać przynajmniej do przyszłego roku. Skoro nie Sierpc to trzeba było wymyślić coś innego. O wybór nie było specjalnie trudno. Ostatnio polubiłem czeskie stadionowe klimaty i tak sobie pomyślałem, że zwiedzę sobie Cieszyn a przy okazji zawitam choć na chwile do naszych południowych sąsiadów. Rzecz jasna zabrałem ze sobą Gwidona. Wymyśliłem sobie bowiem, że pociągami dojadę do miejscowości Czechowice Dziedzice a stamtąd już będę jechał Gwidonem. Trzeba przyznać, że dość sprawnie dojechałem do wspomnianych Czechowic. Oczywiście jak to czasem mi się zdarza pojechałem nieco inaczej niż planowałem, ale finalnie bez zbędnego kluczenia wyjechałem na drodze, którą zamierzałem jechać. Nim wydostałem się z Czechowic zadzwonił do mnie jeszcze kolega Marcin co bym mu kupił dwa czeskie specjały. Po rozmowie można było ruszać w drogę. Nie ma co ukrywać, że jadąc gdzieś pierwszy raz trzeba często zaglądać do mapy. Nie mniej jednak jechało mi się nawet nieźle mimo nasilającego się upału. I tak minąłem Bronów, Landek, Mnich aż dotarłem do mostu na Wiśle w Drogomyślu. Ten został rozebrany przez drogowców i trzeba było zasuwać jakimś beznadziejnym objazdem, którym dotarłem do DK 81. Na szczęście dało się jechać wzdłuż tej drogi co znacznie wzmacniało bezpieczeństwo. W końcu dotarłem do drogi wiodącej na miejscowość Pruchna. Jeszcze tylko przebitka przez jedną drogę wojewódzką i dojazd do drugiej. Tam niestety trzeba było kawałek pojechać DW 937, ale ruch był niewielki a i odcinek niezbyt duży. W Kończycach Wielkich mała przerwa na zakupy. Potem skręt na Kaczyce a potem jeszcze jeden w prawo i już jestem na granicy polsko-czeskiej. Nie ma co ukrywać, że druga wizyta Gwidona na obcej ziemi nie była zbyt długa gdyż podjechałem jedynie do restauracji Owieczka na smażony ser i kofolę. Od granicy do wspomnianego lokalu jest może kilometr, góra półtora. W drodze powrotnej zatrzymuje się w lokalnym sklepiku i dokonuję małych zakupów. Ruszam z powrotem w kierunku Kaczyc i dalej przez Pogwizdów na Cieszyn. Po dotarciu do centrum odwiedzam zamkowe wzgórze. Na pierwszy rzut poszła wieża zamkowa oraz rotunda, która wszyscy dobrze znamy a przynajmniej powinniśmy. Wszak znajduje się na odwrocie banknotu o nominale 20 złotych.


Niestety obiekt jest marnie przygotowany na przyjęcie rowerowej braci. Brakuje stojaków gdzie można byłoby w bezpieczny sposób zostawić swój jednoślad. A tak pozostaje wejście na wieżę zamkową z ryzykiem, że jak zejdziemy to naszego roweru może po prostu nie być. Przez to nie zbyt długo mogłem cieszyć się z widoków na panoramę polskiej i czeskiej strony Cieszyna.
Ze wzgórz zamkowych ruszyłem na most przyjaźni na rzece Olzie, która oddziela polską i czeską część Cieszyna.



Ostatnim akcentem miał być rynek w Cieszynie, ale niestety jest zagrodzony gdyż trwają jakieś prace rewitalizacyjne. Już się boję, że będziemy mieli kolejny betonowy plac. Ale cóż możemy zrobić? Tylko sobie ponarzekać. Tak czy siak poruszałem się w stronę bazy noclegowej. Jeszcze tylko mocno w górę w kierunku ulicy Hallera i potem zjazd do miejsca gdzie nocuję.

Komentarze

Prześlij komentarz