Nadmorski prolog z Gdańska do Sztutowa

Jak najszybciej i najtaniej dostać się z gór nad morze? Odpowiedź jest bardzo prosta: tylko z polskimi kolejami. Co prawda na starcie pociąg przyjechał z półgodzinnym opóźnienie, ale na trasie odrobił stracony czas. Po około jedenastu godzinach jazdy pociągiem dotarłem do Gdańska. To tu rozpoczynam jedną z wypraw, które znalazły się na mojej liście do zrealizowania na ten rok. Rzecz jasna dworzec w Gdańsku kompletnie nie przystosowany na potrzeby rowerów. Ale w sumie do tego zdążyłem już przywyknąć. Praktycznie na każdy dworcu tak jest.
Skoro o dworcu mowa. Po wygramoleniu się schodami na jedną z ulic ruszam w kierunku Głównego Miasta. Wędrując uliczkami zatrzymuje się na kawę, odwiedzam punkty informacji turystycznej. Oczywiście zawitałem pod słynną Fontannę Neptuna czy Bramę Żuraw.


Nie ukrywam, że nastawiałem się na Westerplatte, ale niestety. Dziś poniedziałek więc Wartownia nr 1 otwarta dopiero od 12:00. Zakładając nawet ślimaczym tempem godzinę jazdy to byłbym tam około 10:00. Dwie godziny zwiedzania reszty? No nie bardzo mi to odpowiadało. Nic z Głównego Miasta jechałem sobie wytyczonym szlakiem EuroVelo 10/13 w kierunku Wyspy Sobieszewskiej. Jeszcze w okolicach Węzła Elbląskiego i tunelu pieszo-rowerowego, tak tak jest coś takiego w Gdańsku pojawia się myśl aby może jednak zawinąć na Westerplatte. Ostatecznie jednak daję sobie spokój i pięknie przygotowanym szlakiem wzdłuż DK 501 jadę w kierunku przeprawy promowej w Świbnie. Po drodze robię postój an drugie śniadanie.
Pogoda trochę się psuje więc tam sobie myślę, że może i dobrze iż odpuściłem Westperplatte. Sprawnie docieram do Świbna. Krótkie oczekiwanie na prom. Za przejazd na drugą stronę płacę symboliczne 5 złotych. Krótka przeprawa i już jestem w Mikoszewie. Tam wskakuję na drogę R 10. Trasa szutrowa, ale bez piachu i nawet nieźle utrzymana więc dramatu nie ma. Poza tym trasę tę pokonywałem dwa lata temu robiąc Szlak Latarni Morskich. Można powiedzieć, że mam ten szlak przetarty. I mogłem nawet udzielać rad mijanym rowerzystom. Tak było choćby przed samym Sztutowem gdzie spotkałem rodzinę z dziećmi, która jechała do Kątów Rybackich. Będąc już w Sztutowie nie jadę bezpośrednio do mojej bazy wypadowej a zawracam nieco w kierunku miejscowości Stegna. Przy samym wjeździe do Sztutowa mamy bowiem dawny niemiecki obóz koncentracyjny KL Stutthof.


Oczywiście obóz ten jest mniej znany niż jak te z Oświęcimia, Majdanku czy Treblinki. Warto jednak to miejsce odwiedzić. Co istotne w przeciwieństwie do obozu w Oświęcimiu, który wymusza na przyjeżdżających gigantyczne opłaty tutaj możemy wejść zupełnie za darmo.
Po zwiedzeniu obozu, który już kiedyś odwiedziłem dojeżdżam do bazy noclegowej kończąc dzisiejszy prolog 45 kilometrami.

Komentarze