Krzyżacki epilog do Działdowa

Powoli trzeba było kończyć mają przygodę z Iławą i okolicami. Dwa ostatnie dni dużych upałów trochę nadwątliły moje siły. W sumie chyba dobrze, że wczoraj skróciłem nieco etap i nie porywałem się aby z Nidzicy wracać do Iławy. Pewnie na upartego dałbym radę, ale wiadomo zdrowie najważniejsze.
Dziś od rana było jakoś parno. A w takich warunkach ciężko się jeździ. Ale wyboru nie było. Ruszyłem więc powoli znanym mi już chyba na pamięć odcinkiem na Rożental. W końcu miałem pokonać ten odcinek już po raz czwarty. Doskonale wiedziałem więc kiedy skończy się ścieżka rowerowa. Kiedy będzie niewielki odcinek szutrowy. Gdzie będzie podjazd a gdzie element zjazdowy. I tak na spokojnie pokonałem pierwsze 20 kilometrów. W Rożentalu zatrzymałem się na zakupy. Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej na Wałdyki. W tej ostatniej miejscowości nie skręciłem na znaną mi drogę na Zajączki tylko ruszyłem na Złotowo. Teren cały czas był pagórkowaty stąd trzeba było się nieco namęczyć na podjazdach. Zwłaszcza, że dziś jechałem już z sakwami. W Złotowie na chwilę wskoczyłem na drogę wojewódzką by szybko ją opuścić kierując się na Omule i Prątnicę. Tak ostatnia pozbawiona jakichkolwiek drogowskazów wybija mnie z rytmu jazdy. Na szczęście z pomocą przyszli autochtoni, którzy pokierowali mnie na Rybno. Odcinek trochę monotonny, ale w końcu udało się go pokonać. Dalej można powiedzieć było dosłownie i w przenośni z górki. Od miejscowości Tuczki bowiem teren wyraźnie się wypłaszczał co pozytywnie wpływało na jazdę. A poza tym byłem już całkiem blisko Działdowa. Po dotarciu do Płośnicy zostały mi jeszcze tylko dwa małe odcinki do pokonania. Najpierw ładną drogą na Burkat. Czas miałem dobry więc mogłem sobie zrobić przerwę najpierw w Rutkowicach i potem w samym już Burkacie. Stamtąd miałem już w zasadzie ostatnią prostą do Działdowa. Wszak do rogatek miasta było około trzech kilometrów i następne dwa już do centrum. Miałem prawie trzy godziny do pociągu więc można było na spokojnie zwiedzić Muzeum Pogranicza.


Samo Muzeum mieści się w dawnym zamku krzyżackim. Co ciekawe część obiektu zajmuje Urząd Miasta. I to niestety bardzo rzuca się w oczy. Część muzealna jest zrobiona tak jak powinna a więc z normalnej cegły bez tynku. A urząd z cegły klinkierowej i do tego w części otynkowany. Trzeba powiedzieć, że wygląda to trochę eklektycznie. Samo muzeum możemy zwiedzić bezpłatnie. Do obejrzenia mamy film o historii miasta. Jest też makieta przedstawiająca średniowieczne Działdowo. Przy okazji można wysłuchać co i gdzie się mieściło.
Po zwiedzaniu można było ruszać na posiłek. Pizza na zakończenie wyprawy była jak najbardziej wskazana. Po jedzeniu i odpoczynku jeszcze tylko przejście na dworzec. Targanie Gwidona oraz sakw po schodach i jestem na odpowiednim peronie. Do pociągu mam jeszcze godzinę ale to nie istotne. Jestem pod dachem a właśnie zaczyna padać.

Komentarze