Tropikalny tour do Wysowej Zdrój

Lejący się od samego rana żar z nieba nie zachęcał do wyprawy rowerowej. Jednak skoro już trafiłem w góry to trzeba było podjąć wyzwanie i ruszyć w jakąś trasę. Rzecz jasna nie wchodził w grę etap przekraczający 100 kilometrów. Wiadomo zdrowie ważniejsze. Tak sobie wymyśliłem, że z Nowego Sącza ruszę sobie do uzdrowiska Wysowa Zdrój. W końcu mnie tam jeszcze nie widzieli. Co by nie mówić Nowy Sącz pod względem infrastruktury rowerowej jest przygotowany bardzo dobrze. Stąd bez większych problemów wyjechałem na rubieże tejże miejscowości. Dalej ruszyłem trasą, którą już pokonywałem bodaj dwa lata temu kiedy zwiedzałem Kościoły i Cerkwie będące na liście UNESCO. Jechałem sobie na Florynkę. Niby trasa nie zbyt trudna, ale cały czas delikatnie pod górkę. I tak aż do końca miejscowości Bogusza. Za nią w Binczarowej już tylko zjazd do wspominanej wyżej Florynki. Jadąc tym zjazdem już sobie wyobrażałem ile wysiłku trzeba będzie włożyć aby w drodze powrotnej pokonać z kolei podjazd w Binczarowej. We Florynce przecinam drogę wojewódzką i ruszam dalej. Tym razem trasa nieco się wypłaszczyła. I tak aż do miejscowości Śnietnica. Tam zgodnie z drogowskazem jadę na Uście Gorlickie. Żar z nieba coraz większy a tu trzeba pokonać kolejny długi podjazd. Tym razem w miejscowości Czarna przed Uściem Gorlickim. Po mozolnym wdrapaniu się mocny zjazd w dół. Skręt na Wysową Zdrój i znów pagórkami aż do samego uzdrowiska.
Sama Wysowa Zdrój jest niewielka. Malutki jest też Park Zdrojowy. Ale odpocząć, zjeść, uzupełnić płyny można. A to najważniejsze w ten dzisiejszy upał.


Po dłuższym odpoczynku można ruszać z powrotem. Skwar nie daje za wygraną. Mam świadomość, że podjazd w Uściu Gorlickim może mnie wykończyć. W Hańczowej odbijam więc w lewo i ruszam na Śnietnicę. Niby też są podjazdy ale nie takie jakie czekałyby na mnie w Uściu Gorlickim. W połowie drogi do Śnietnicy robię sobie odpoczynek na jedzenie i uzupełnienie płynów. I dalej w drogę. Po osiągnięciu miejscowości Stawisza mam praktycznie same zjazdy. Pozwoliły mi one zaoszczędzić sporo sił. A co ważne finalnie droga jest nieco krótsza niż przez Uście Gorlickie. Jadąc nawet niezłym tempem docieram do Florynki. A tam już czeka na mnie podjazd w Binczarowej. Mozolnie próbuję go pokonać. Przy samej końcówce muszę jednak dobry kwadrans odpocząć. Odpoczynek okazał się bardzo dobrym pomysłem. Wreszcie jest miejscowość Bogusza. A to oznacza tylko jedno. Cały czas odcinek zjazdowy aż do samego Nowego Sącza. Jeszcze tylko postój na uzupełnienie płynów w Kamionce Wielkiej, runda drogą rowerową i etap można zamykać. Jak się okazało i tak przekroczyłem zakładany dystans bo w sumie wyszły 104 kilometry.

Komentarze