Deserowa uczta z meczowym bonusem

Pogoda dziś do jazdy rowerem nie była zbyt wymarzona. Niby ciepło, ale jak zawiało i zaszło słońce to robiło się po prostu zimno. Nie mniej jednak względne okienko pogodowe trzeba było wykorzystać. Stąd przed południem ruszyłem na małą wycieczkę rowerową. Ostatnio było nieco o tradycji, dziś będzie podobnie. Kilka lat z rzędu raz do roku wybieram się na lodowo-owocowy deser do Kamyka. Dziś również udałem się do tej niewielkiej podczęstochowskiej miejscowości. Z uwagi na fakt, że nie mogłem się zebrać do tego wyjazdu to po drodze okazało się, że nie zabrałem mapy. Niemniej jednak droga nie jest zbyt skomplikowana więc dałem radę bez żadnych pomocy.
Bocznymi drogami przez Wierzbicę, Wolę Blakową dotarłem do Nowej Brzeźnicy. Niby można pojechać DK 42 ale tam ruch spory a na trasie, którą pokonywałem ruch był praktycznie zerowy. Z Nowej Brzeźnicy ruszyłem na Ważne Młyny i dalej na Ostrowy. Wiatr nieco ustał więc po odcinku, który przejechałem w iście rekreacyjnym tempie można było nieco przyspieszyć. W Ostrowach odbijam w lewo na Nową Wieś. Droga bardzo dobra i dość rzadko uczęszczana więc można było czerpać przyjemność z jazdy. Po minięciu Nowej Wsi odbijam w prawo na Kamyk. Jeszcze parę kilometrów i już jestem na Cukierni Consonni. Zamawiam sobie deser i kawę. W oczekiwaniu na kamykowe pyszności przeglądam telefon. Mam wiadomość od kolegi Marcina, który pisze mi iż zdecydowała się na groundhoppingowy wyjazd do Miedźna. Pytał czy zajrzę. Zerkam na zegarek. Szans na dojazd równo z pierwszym gwizdkiem nie ma żadnych. Ale z prowizorycznych wyliczeń wynika, że powinienem zdążyć gdzieś na dwudziestą minutę derbowego boju pomiędzy Gromem Miedźno a Okszą Łobodno. Oczywiście Marcin mnie namówił. Przyspieszam więc degustację i ruszam w drogę powrotną. Jadę nieco szybciej. W Ostrowach skręcam na Miedźno. Wydawało mi się, że będzie nieco bliżej a wyszło ładnych parę kilometrów. Ale to nieważne. Docieram na mecz już po dwudziestej minucie. Od autochtonów dowiaduje się, że jest już 0:1 dla gości. Ruszam na trybuny do Marcina.
Samo widowisko wyraźnie pod dyktando gości, którzy do przerwy prowadzili 2:0. W przerwie zmieniamy miejsce obserwacji meczu.



W drugiej odsłonie obraz gry niewiele się zmienił. Niby gospodarze coś próbowali ale Oksza była wyraźnie lepsza zasłużenie wygrywając 4:0.
Po meczu Marcin rusza jeszcze do Kruszyny na mecz a ja w dalszą drogę do domu. Zrobiło się bezwietrznie więc jechało się bardzo fajnie. Szybko mijały kolejne kilometry.
Na końcowych kilometrach w Wierzbicy nieoczekiwanie przez panie z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich zostałem zaproszony na degustację ciasta i lemoniady, które pozostało z festynu z okazji Dnia Strażaka. Nie powiem bardzo miła niespodzianka. Przy okazji pozdrawiam wszystkich zebranych przy placu zabaw gdzie umiejscowiono mini stoisko.
Po krótkie pauzie można było ruszyć na ostatni fragment trasy, która liczyła dziś sporo powyżej 100 kilometrów.

Komentarze