Drugi rok zwiedzania w cienu pandemii

Nie będę odkrywał Ameryki pisząc, że drugi rok z rzędu plany podróżnicze trzeba było układać pod kątem obostrzeń związanych z panującą na świecie sytuacją epidemiologiczną. Przełożyło się to niestety na przejechane w 2021 roku kilometry. Ale na szczęście mało co nieco udało się zrealizować z mojej dość pokaźnej listy, z którą mogliście się zapoznać w Nowy Rok. Dziś Sylwester, a więc zapraszam na krótkie podsumowanie moich rowerowych wojaży w kończącym się roku.
Na pierwszą wycieczkę rowerową w 2021 roku przyszło mi czekać aż do pierwszych dni marca. Wówczas udało mi się wybrać do Kleszczowa, aby sprawdzić jak postępują prace związane z zasypywaniem odkrywki węgla brunatnego. Pod koniec tegoż miesiąca udało mi się wyruszyć a jakże do owianego legendami Garnka.
Kwiecień nie był zbyt łaskawy głownie pod względem pogodowym. Stąd tylko jedna moja wycieczka podczas której wspierałem się nieco polskimi kolejami. Mój wybór padł na Park Romantyczny w Arkadii, który po prostu lubię odwiedzać. Dużo lepszy pod względem wycieczek rowerowych był maj. Udało mi się wybrać do arboretum w Rogowie pod Koluszkami. Zgodnie z tradycją ostatnich lat wybrałem się na rybę do Złotego Potoku a także pyszny deser lodowy do Kamyka.
W czerwcu zaś zgodnie ze zwyczajem odwiedziłem także podczęstochowski Olsztyn. W końcu nadeszły wakacje, z których starałem się wycisnąć ile się tylko da. Na pierwszy ogień poszło długo wyczekiwane nie tylko przeze mnie Podlasie. Rzecz jasna trzeba było tam się dostać koleją. Ta w ostatnich latach jest coraz lepiej przygotowana na przewóz rowerów. I tak po wyładowaniu się na dworcu w Łapach można było ruszyć w kierunku Choroszczy, która znana jest nie tylko z Pałacu rodu Branickich. Pierwszego dnia prócz Choroszczy zahaczyłem o najsłynniejszą w Polsce ulicę Szkolną mieszczącą się w białostockiej dzielnicy Starosielce. Nie będę ukrywał, że jestem zadowolony z tej wyprawy. Udało mi się odwiedzić meczety w Bohonikach i Kruszynianach czy zawitać do znanego z filmów Królowego Mostu.

Udało mi się dotrzeć do Białowieży gdzie w ostatnim momencie udało mi się skryć przed potężną nawałnicą. Dziś choćby z uwagi na panującą sytuację na granicy z Białorusią taka wyprawa jest niemożliwa.
Śmiało mogę zaryzykować tezę, że z lipca udało mi się wyciągnąć naprawdę sporo. Jak to zwykle bywa czasem są wyprawy, które nie było ujęte w naszych planach. Tak było w przypadku Beskidów, które przyciągają mnie świetnie przygotowanymi Velo Dunajec i Velo Poprad. Jadąc w tamte strony zawitałem do Szalowej gdzie jest drewniany Kościół będący Pomnikiem Historii naszego kraju. Przejeżdżałem też obok stadionu Kolejarza Stóże, które najlepsze lata na piłkarskiej mapie Polski ma już dawno za sobą. Aby nie powielać wycieczek z 2020 roku tym razem zweryfikowany nieco przez pogodę odwiedziłem Stary Sącz oraz Szczawnicę, na której bardzo mi zależało. 


Z Beskidów wspierając się nieco polskimi kolejami dotarłem do Łańcuta, gdzie odwiedziłem piękny pałac. Stamtąd ruszyłem w kierunku Roztoczańskiego Parku Narodowego. Po Podlasiu było to kolejne miejsce z mojej listy do zwiedzania. Bazą wypadową był Zwierzyniec ze swoim urokliwym kościółkiem na wodzie.


Trzeba przyznać, że wyprawa na Roztocze była pełna ciekawych miejsc. Bo to Guciów ze swoją zagrodą, która może odstraszać tym, że za wszystko trzeba tam zapłacić. Dalej ładne uzdrowisko w Krasnobrodzie, Zamość ze swoimi licznymi zabytkami. Wreszcie Szczebrzeszyn ze swoimi pomnikami pasikoników. A to jeszcze nie wszystko. Wszak było jeszcze szumy na Tanwii, Przeworsk czy spływ kajakowy rzeką Wieprz.
Pierwsze dni sierpnia upływają mi ostatnio na wyprawach z Lubuskie. W tym roku ponownie zawitałem w okolice Zielonej Góry. Bazą wypadową był położony tuż obok Sulechowa Kalsk. Wreszcie udało mi się odwiedzić Międzyrzecki Rejon Umocniony, który to już nie raz był na mojej liście miejsc wartych odwiedzenia. Dotarłem również do przepięknego Łagowa. Udało mi się też dotrzeć w kolejowego skansenu w Wolsztynie. A po drodze do niego był Babimost ze swoich największym na świecie glinianym garnkiem. 

W sierpniu po dłuższej przerwie odwiedziłem również kolejne miejsce z mojej listy a więc Kaszuby. I w tym przypadku plany nieco pokrzyżowała mi pogoda. Ale w zasadzie poza Węsiorami i Tucholą odwiedziłem wszystkie zakładane miejsca. Udało mi się po raz kolejny odwiedzić Wdzydze Kiszewskie znane ze skansenu czy Szymbark gdzie mamy choćby dom do góry nogami. Byłem również w Kościerzynie, na zamku w Bytowie. Dotarłem również do tajemniczych gotyckich kręgów w Odrach. A wszystko to okraszone było pięknymi kaszubskimi jeziorami.


Oczywiście z sierpnia można było jeszcze coś wycisnąć, ale druga połowa tego miesiąca była paskudna pod względem pogodowym przez co przynajmniej jednej, dwóch wypraw nie udało się zrealizować.
Początek roku szkolnego to oczywiście już tylko wycieczki rowerowe w weekendy. Raz wybrałem się rowerem na mecz do Kluczewska. Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnego rajdu na uroczystości pod Ewiną. Z kolei październik upłynął mi na udziale w kilku akcjach charytatywnych, po których pozostały mi kolorowe medale. W ramach wspomnianych akcji zawitałem do znajdującego się na mojej liście Ogrodzieńca i Tomaszowa Mazowieckiego znanego choćby ze swoich Niebieskich Źródeł.



Sezon rowerowy 2021 zakończyłem mała wycieczką w Święto Niepodległości. Tak patrząc na liczbę przejechanych kilometrów to nie było ich zbyt wiele. Za to ciekawych miejsc, które odwiedziłem całkiem sporo.
A gdzie planuję wybrać się w 2022 roku? Odpowiedź na to pytanie poznacie już jutro.

Komentarze

Prześlij komentarz