Na zamek w Ogrodzieńcu by pomóc

W ostatnich dniach natknąłem się na ciekawą akcję pod hasłem Bieg Belfrów. Od razu zapytacie pewnie co wspólnego z bieganiem ma rower. Otóż jedna z opcji we wspomnianej akcji zakładała przejechanie 12 kilometrów rowerem. Przyznacie, że dystans praktycznie żaden. Ale tu nie chodziło o kilometry a o fakt, że część pieniędzy z akcji zostanie przekazana na pomóc w leczeniu małego chłopca. Wymyśliłem więc sobie, że wybiorę się na jakąś wycieczkę. Wybór padł na dawno nie odwiedzony przeze mnie zamek w Ogrodzieńcu a tak właściwie to w Podzamczu, który znalazł się na mojej liście obiektów do zobaczenia w bieżącym roku.
Rano ruszyłem spokojnym tempem przez miasto w kierunku Suchej Wsi a następnie duktami leśnymi do Ojrzenia. Oczywiście już na tym odcinku wypełniłem wymogi akcji. Jadąc dalej z krótkim postojem na zakupy w Gidlach jechałem na Garnek, Świętą Annę i Przyrów. W tej ostatniej miejscowości zrobiłem sobie nieco dłuższy postój. Trochę zaczął mi przeszkadzać wiejący wiatr, ale nie można było się poddawać. Po dotarciu do Złotego Potoku czekał na mnie najtrudniejszy fragment trasy. Na odcinku do Niegowej czekało mnie kilka podjazdów, w tym szczególnie ciężki w Gorzkowie Nowym. Mozolnie pokonywałem kolejne kilometry. Wreszcie udało mi się dojechać do Niegowej gdzie znów pauza i drobne zakupy. Po odpoczynku można było jechać dalej. Skręt w lewo na Mirów i dalej przez Kotowice w kierunku Włodowic. Niestety w okolicach torów kolejowych natknąłem się na remont wiaduktu, który zwiastował objazd. Na szczęście jeden z autochtonów poinformował mnie, że da się pod torami. Dzięki temu zaoszczędziłem sporo drogi. Tuż za Włodowicami czekało mnie przebijanie się przez Zawiercie, które składa się z wielu dzielnic. W sumie to będąc w tamtym obszarze do Ogrodzieńca za każdym razem jadę inaczej. Dziś pojechałem na Kromołów, Bzów i Fugasówkę. Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, zwłaszcza że planowałem wrócić pociągiem. A przy takim rozwiązaniu spory kawałek trzeba było pokonać dwukrotnie. Koniec, końców udało mi się dotrzeć do Podzamcza, gdzie znajdują się jedne z najładniejszych ruin jurajskich zamków. Wstęp kosztuje 19 złotych. I można ruszać na zwiedzanie. Do pokonania mamy dwie trasy.


Trzeba przyznać, że w ostatnim czasie trochę zadbano o zamkowe ruiny. Oczywiście można się spierać o zasadność stosowania mnóstwa barierek. Ale widocznie tak musi być. Po spacerze można było coś zjeść i ruszyć w kierunku dworca PKP w Zawierciu. W sumie od Podzamcza do dworca w Zawierciu wyszło aż 12 kilometrów czyli znów tyle ile trzeba było przejechać w akcji. Już na dworcu okazało się, że jest możliwość przewiezienia Gwidona w pociągu pospiesznym dzięki czemu byłem szybciej w Radomsku.

Komentarze

Prześlij komentarz