Poszukując stolicy Kaszub

Czyste niebo dawało nadzieję na dobre warunki do jazdy. I faktycznie znany mi z wczoraj odcinek przejechałem bardzo sprawnie. Przeciąłem drogę wojewódzką i ruszyłem dalej. Odbiłem nieco w lewo i niestety szutrową drogą musiałem dojechać do DK 20. Oczywiście nią nie jechałem tylko przeciąłem i kolejnymi szutrami dotarłem do Sikorzyna. Mamy tam Dworek Wybickich do zwiedzania. Pamiętam doskonale sytuację sprzed kilku lat jak robiłem trasę ponad 300 km jak mi pani powiedziała, że dziś już nie czynne, niech pan jutro przyjedzie. Zerkam na czas. Jest 9:40 a otwierają o 10:00 czyli bez szans aby wcześniej wejść. Ruszam więc na Szymbark. Tam mamy do obejrzenia Centrum Edukacji i Promocji Regionu. Jeśli chcecie odwiedzić ów obiekt od razu wspomnę, że tanio to tam nie jest. Za bilet wstępu trzeba bowiem zapłacić aż 35 złotych. Jasno trzeba powiedzieć, że jest to miejsce czysto komercyjne. Ale nie marudzę już. Cóż tam mamy do obejrzenia. Godny uwagi jest na pewno Dom Sybiraka o domku do góry nogami nie wspominam. 

Wyjeżdżając z obiektu trzeba zawinąć ponownie do miejscowości, no chyba że decydujemy się jechać krajówką. Ja oczywiście zawróciłem i podjechałem o parkingu, z którego można ruszyć na najwyższy szczyt w tych terenach czyli Wieżycę. W pewnością wejście od strony Szymbarku jest łagodniejsze i szybko jest się na miejscu. Bilet wstępu na wieżę widokową to koszt 10 złotych. Po zejściu nie wracałem z powrotem tylko ruszyłem spory kawałek w dół w kierunku parkingu, który jest z drugiej strony. Po dotarciu do drogi asfaltowej jadę niewielką serpentyną w dół w Wieżycy a następnie Ostrzyce. Przy okazji mogłem chłonąć piękno krajobrazu. Mały tego od Ostrzyc aż w zasadzie do Somonina mamy piękną drogę dla rowerów. Za to od Somonina do Kartuz tak dla równowagi chyba mamy kilka kilometrów drogą wojewódzką, którą auta pędzą na przysłowiowe złamanie karku. Co by nie mówić koszmarny odcinek. Już w samych Kartuzach jest jaka tak infrastruktura rowerowa więc w miarę sprawnie dotarłem do drogi na Kosy. Stamtąd chciałem dotrzeć do Chmielna. I tu zaczęły się problemy. Najpierw jazda po jakichś płytach potem wjazd w las zgodnie, że szlakiem. Niestety w newralgicznych miejscach nie jest on oznaczono. W efekcie moment i się zgubiłem. Ostatecznie wylądowałem do Smętowie Chmieleńskim. Niby droga już asfaltowa ale drogowskazu jak jechać na Chmielno próżno szukać. Skręciłem w lewo i dojechałem do jakiejś ruchliwej drogi. Okazało się, że pojechałem źle. Trudno zrobiłem przerwę na obiad i zawróciłem. Na szczęście nie trzeba było zbyt dużo nadrabiać. Dotarłem do miejscowości Zawory i ponownie źle pojechałem o czym dowiedziałem się jak zobaczyłem drewniany wiatrak na rogatkach Ręboszewa. Pożytek był tylko taki, że miałem dodatkową atrakcję na trasie. Ale zawrócić trzeba było. I wreszcie się udało. Oczywiście samo Chmielno zostało już za moimi plecami. Byłem jednak szczęśliwy, że udało mi się wydostać z tego piekielnego labiryntu. Niestety straciłem mnóstwo czasu i raczej było pewne, że będę musiał zrezygnować z dotarcia do kamiennych kręgów w Węsiorach. Jeszcze tylko chwilka przerwy przy Jeziorze Kłodno i jak po sznurku wzdłuż dwóch jezior raduńskich dotarłem do Stężycy. 



Stężyca jak na niewielką miejscowość dobrze przygotowana jest na przyjęcie turystów rowerowych. Oczywiście mogłem jechać drogą wojewódzką na Kościerzynę, ale szkoda zdrowia. Pojechałem więc tak jak chciałem czyli w kierunku miejscowości Węsiory. Choć było to bardzo blisko to dałem sobie spokój. Na upartego pewnie dałbym radę. Może gdyby jeszcze to był lipiec i dłuższy dzień. Ostatecznie po dotarciu do miejscowości Gostomie skręt na Wieprznicę i niezbyt dobrymi szutrami jakość dotarłem do Kościerzyny. A stamtąd to już znanym mi doskonale odcinkiem przez Wąglikowice, Wdzydze, Olpuch i Konarzyny dotarłem do Starej Kiszewy zamykając dzień wynikiem 153 km. A to choć może się wydać dziwne najlepszy tegoroczny rezultat. 

Komentarze