Kolejowy tour do Wolsztyna

Rzecz jasny każdy z Was wie, że bieżący rok został ogłoszony Europejskim Rokiem Kolei. Takie wydarzenie trzeba było uczcić. Stąd zaplanowałem sobie dzisiaj wycieczkę do Wolsztyna. Oczywiście po drodze miałem zamiar odwiedzić jeszcze kilka innych interesujących miejsc. 
Z Kalska ruszyłem na miejscowość Buków. I jeśli wczoraj myślałem, że więcej nie będę musiał jeździć po bruku to się myliłem. Odcinek do Bukowa był kiepski. Kiedy wreszcie pojawił się asfalt był ciut lepiej. Jechałem bowiem po nawierzchni z takimi dziurami, których i najlepszy ser szwajcarski by się nie powstydził. W końcu dotarłem do pierwszego punktu mojej wyprawy czyli Klępska. Jest tam niewielki Kościółek, który jest wpisany na listę Pomników Historii. Warto zaznaczyć, że w środku imponuje malowidłami, których jest ponad 100. Przypomina trochę Kościoły Pokoju ze Świdnicy i Jaworu. Na Wolsztyn miałem jechać nieco inaczej, ale kustosz Kościoła powiedział mi, że tylko niewielki odcinek pojadę drogą wojewódzką gdyż za około dwa kilometry pojawi się droga rowerowa, którą dojadę do samego Babimostu. Takie informacje to ja lubię. Faktycznie wkrótce pojawiła się piękna droga rowerowa, którą dotarłem do Babimostu. Tam w Urzędzie Miasta upewniłem się jak dojechać do największej atrakcji miejscowości a mianowicie największego w świecie glinianego garnka. Kiedy dotarłem na miejsce obok samego garnka moją uwagę przykuł piękny kompleks sportowy, którego Radomsko może pozazdrościć. 
Po wyjeździe z Babimostu kawałek pojechałem bardzo ruchliwą drogą wojewódzką. Przy pierwszej okazji odbiłem w lewo wjeżdżając w labirynt lokalnych dróg. Najpierw jechałem trzy kilometry szutrem i piachami. Następnie kawałek asfaltem i znów kilka kilometrów po jakichś płytach robiących za drogę. Wreszcie wyjechałem Belęcinie i spotkała mnie niespodzianka. Droga rowerowa, którą to choć planowałem nieco inaczej dojechałem do Powodowa. Stamtąd również drogą rowerową wiodącą wzdłuż DK 32 dotarłem do Wolsztyna. Na pierwszy ogień poszła miejscowa Parowozownia. 



Obiekt znajduje się niedaleko dworca PKP. Bilet wstępu kosztuje 10 złotych. Można zobaczyć kilka starych wagonów, lokomotyw. Jest też sala z eksponatami związanymi z koleją. W roku kolei warto to miejsce odwiedzić. Wracając podjechałem jeszcze do drugiego w Wolsztynie Skansenu a mianowicie Budownictwa Ludowego Zachodniej Wielkopolski. Obiekt może nie jest zbyt imponujący, ale warto wydać 4 złote aby go zobaczyć. 



Obok obejść czy karczmy, warto zajrzeć jeszcze do wiatraka, który ponoć działa do dziś. Wracając jechałem nieco szybciej. Może dlatego, że widziałem już jak jechać i czego po drodze się spodziewać. Od mniej więcej Belęcina zaczynały mnie martwić zewsząd zbierające się ołowiane chmury i zrywający się wiatr. Krótko mówiąc, nie zważając na rodzaj nawierzchni trzeba było przyspieszyć aby jak najszybciej dotrzeć do Babimostu. Nadzieje, że mnie nie zmoczy dawał fakt, że jechałem pod wiatr a więc była szansa, że wyminę się z deszczowymi chmurami. Na końcówce szutrowego odcinka do Grójca Wielkiego widać było, że padało i to mocno. Kiedy wyjechałem na drogę wojewódzką tylko delikatnie kropiło. W Babimoście widać było, że mocno lało. Ponieważ byłem już na setnym kilometrze zatrzymałem się na mały obiad. Potem ruszyłem dalej. Deszcz już nie padał. Momentami lekko kropiło, ale nie tak było to odczuwalne. Śmigałem więc na Klępsk, potem boczną drogą do Bukowa. Jeszcze tylko ten marny odcinek do Kalska, wizyta w sklepie i etap można było uznać za zakończony. 

Komentarze