Do Nowogrodu podejście drugie

Poranny deszcz mocno zweryfikował moje dzisiejsze plany rowerowe. Planowałem dojechać dziś aż do Szczucina. Niestety dwie godziny opóźnienia przy starcie sprawiły, że trzeba było zweryfikować nieco plany. Zacząłem więc dzisiejsze zwiedzanie od Łomży. Kręcę się wokół niej już parę dni, a zobaczyłem ją raczej słabo. Zaczynam więc od wizyty przy ławeczce Hanki Bielickiej. Potem odwiedzam miejscowe Muzeum, które dziś akurat można zwiedzać bezpłatnie. Samo muzeum jest niewielkie. Raptem trzy sale, ale warto wejść aby zobaczyć choćby wystawę wytworów z bursztynu, który wydobywano z Narwi. Odwiedzam również miejscowy Oddział PTTK.
Z Łomży znaną mi już autostradą rowerową jadę do Nowogrodu. Martwi mnie nieco silny wiatr oraz ołowiane chmury wiszące nade mną. W Nowogrodzie zajeżdżam do Skansenu Kurpiowskiego, którego nie dane mi było zwiedzić we wtorek. W kasie okazało się, że najpierw mogę sobie obejść cały skansen a w południe otworzą chaty, które są udostępniane podczas zwiedzania z przewodnikiem. Nie ukrywam, trochę było to dla mnie niezrozumiałe. Czy nie można od razu wszystkiego otworzyć dla zwiedzających? Na przejście całego skansenu trzeba poświęcić około godziny. W skansenowej karczmie nie mogłem sobie odmówić skosztowania rejbaka kurpiowskiego czy babki ziemniaczanej.


W chwili kiedy kończę zwiedzać zaczynają otwierać skansenowe chaty. Niestety czas mnie goni, gdyż wciąż miałem nadzieję na dojechanie do Szczucina. Przy moście nad Narwią podjeżdżam jeszcze aby obejrzeć jeden ze schronów bojowych.


Za mostem skręcam w prawo na miejscowość Stawiski. Droga wojewódzka z zakazem jazdy tirów. Znakomita wiadomość, ale zaraz coś tu nie gra? Po kilku minutach jazdy wszystko stało się jasne. Droga jest w tak koszmarnym stanie, że strach tam jechać. I tak prawie 30 km. Jak już dotarłem do Stawisk ostatecznie zrezygnowałem z jechania do Szczucina. Raz, że było już za późno i nie zdążyłbym dojechać na miejsce w godzinach otwarcia miejscowego Muzeum Pożarnictwa. Dwa zaczęły się zbierać deszczowe chmury. Wkrótce zaczęło padać, ale raptem z pięć minut. Także nawet kurtki nie zdążyłem wyciągnąć. Ze Stawisk znów słabej jakości drogą dotarłem do miejscowości Przytuły gdzie przed Urzędem Gminy miałem krótki panel dyskusyjny z bardzo sympatycznym wójtem. Dowiedziałem się od niego, że do Jedwabnego będę jechał już dużo lepszą droga. I faktycznie stan tej drogi wojewódzkiej był wręcz idealny. Po pokonaniu 10 km dojechałem do Jedwabnego. W Urzędzie Miasta zapytałem jak dojechać do pomnika upamiętniającego pomordowanych Żydów podczas pogromu z lipca 1941 roku. W sumie przeciętny mieszkaniec naszego kraju zna tę miejscowość tylko z tego tragicznego wydarzenia. Oprócz mnie w tym samym czasie pod pomnik ofiar pogromu przyjechały również trzy sympatyczne panie ze skierniewickiego, które przy okazji pozdrawiam. 


Z Jedwabnego mocno pofałdowanym terenem jadę w kierunku Piątnicy. Na kilku podjazdach można było się lekko zmęczyć. Już w samej Piątnicy zakręcam do Muzeum Fortecznego. Mam szczęście. Panowie mieli już zamykać, ale pozwolili mi obejrzeć zgromadzone militaria.
W drodze powrotnej robię jeszcze zakupy a tuż przy bazie noclegowej robię jeszcze krótki przystanek aby zobaczyć Grodzisko w Starej Łomży. 

Komentarze

  1. Podziwiam amatora tak długich wycieczek rowerowych. Szkoda, ze skansen był zamkniety, bo uwielbiam takie klimaty. Czy babka ziemniaczana serwowana jest na zimno czy na ciepło? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię skanseny. Co do innych, lokalnych muzeów to mam mieszane uczucia. Często te wystawy są bardzo ubogie i prezentowane na nich eksponaty są zwyczajnie nieciekawe. Czy miałeś okazje widzieć skansen w Sanoku? Jeżeli tam będziesz to serdecznie polecam. Jeden z ładniejszych w jakich byłam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz