Nad Wisłę przez cztery województwa

Dziwnie to zabrzmi, ale dałem się podpuścić jak małe dziecko. W ubiegłym tygodniu rozmawiałem z moją koleżanką Małgorzatą o planie wyjazdu do Puław. Początkowo planowałem wspomóc się PKP, ale jakoś wizja jazdy trzema pociągami mi nie pasowała. Małgorzata stwierdziła, że przecież nie raz już pokonywałem dystanse liczące 200 km więc czemu nie chce jechać tym razem? I mnie namówiła.
Wczesnym rankiem ruszyłem w kierunku Przedborza mając w świadomości, że czeka mnie grubo ponad 200 km do przejechania. Choć było dość ciepło to uciążliwy był bardzo przeciwny wiatr, który mocno dał mi w kość.
Skoro jazda w kierunku Przedborza to rzecz jasna wizyta u państwa Nowaków po pierwsze zakupy. Za Przedborzem zaczęły się pierwsze podjazdy, które towarzyszyły mi przez dłuższy czas. Trasa na Końskie i Stąporków jest już dla mnie bardzo monotonna. W końcu pokonywało się ja już bardzo wiele razy. W Stąporkowie ucinam sobie panel dyskusyjny ze starszym rowerzystów, który w drodze jest już od miesiąca. Pełen szacunek za wytrwałość. W Stąporkowie opuszczam ruchliwą DK 42 i bocznymi drogami kieruję się na Szydłowiec. W Niekłaniu Małym tuż przed setnym kilometrem postój na uzupełnienie płynów. Krotka przerwa i dalej pagórkami i przeciwnym wiatrem przed siebie. Mijam rezerwat Piekło, który kiedyś odwiedziłem i mozolnie jadę do Szydłowca. W końcu po przejechaniu 119 km docieram do tego niewielkiego miasteczka. Zaskakuje mnie ono na plus bardzo dobrze przygotowanym Punktem Informacji Turystycznej oraz rynkiem z ratuszem. Niestety zamek jest zamknięty i nie mogę go zwiedzić. Pozostaje mi jedynie posilić się kebabem i ruszać w dalszą drogę. I tak jadąc przez miejscowości Jastrząb, Skaryszew, Tczów wyczekiwałem z utęsknieniem miejscowości Zwoleń. Oczywiście od czas do czasu robiąc przerwy na uzupełnienie jedzenia i picia. W końcu dotarłem do Zwolenia.


Nie uśmiechało mi się jechać ruchliwą DK 12 więc trzeba było jechać nieco na około. Na 198 km dotarłem do Czarnolasu, który zamierzam odwiedzić podczas mojej wycieczki. Nie ukrywam, że bardzo zaskoczył mnie przed sklepem tłum miejscowego elementu, który chyba urządził sobie zawody z cyklu pijemy na umór. Z Czarnolasu pojechałem do Gniewoszów. O dziwo wiatr się uspokoił. Z Gniewoszowa już tylko kilkanaście kilometrów i docieram do Puław. Oczywiście jak to w Polsce jedyny most, którym mogą przemieszczać się rowerzyści trzeba było na wakacje zamknąć. Na szczęście da się jednoślady przeprowadzić co jednak nie jest łatwe, zwłaszcza jak mijają się dwaj rowerzyści. I tak po przedarciu się przez Wisłę dojechałem do miejsca noclegowego zaliczając 225 km.   

Komentarze