Krótki wypad do Złotego Potoku

Wakacje zbliżają się już wielkimi krokami. Za nieco ponad miesiąc wyruszę na Międzynarodowy Zlot Turystów Kolarzy, który w tym roku odbędzie się w Kurozwękach. Każdą nadarzającą się chwilę wykorzystuję więc na szlifowanie formy przed tą imprezą. Dziś postanowiłem pojechać do Złotego Potoku, w którym nie byłem bodaj dwa lata.
Pogoda do jazdy była w miarę dobra. Nie grzało już tak strasznie jak przez ostatnie dni. Było nieco chmurek a wiatr też wiał. Jak to zwykle bywa nie plecy. Ruszyłem najprostszą drogą przez Pławno, Gidle, Ciężkowice. Między Raczkowicami a Dąbrową Zieloną mogłem podziwiać pasącą się na łące sarenkę. Kilometry nawet szybko leciały i nim się obejrzałem bylem już w Przyrowie, gdzie zrobiłem sobie krótką przerwę na zakupy. Jeszcze tylko Julianka, Janów i jestem w Złotym Potoku. Droga co prawda z uwagi na remont jest zamknięta ale Gwidonem dało się przejechać. Na sporym odcinku jest tez ciąg rowerowo-pieszy. Pierwszym punktem jaki zaliczyłem w Złotym Potoku to miejscowy zespół pałacowo-parkowy. W jego skład wchodzą m.in. dworek Krasińskich będący obecnie siedzibą Muzeum Regionalnego a także Pałac Raczyńskich. Szkoda, że ten ostatni od ładnych paru lat jest zamknięty.
Po krótkim odpoczynku jadę na Pstrągarni Raczyńskich na rybę. Po drodze zatrzymuje mnie grupka cyklistów, którzy pytają gdzie jest słynna smażalnia ryb w Złotym Potoku. Pytanie z kategorii bardzo trudnych wszak dobrych smażalni w Złotym Potoku nie brakuje. Mówię, że ja jadę do smażalni znajdującej się obok hodowli pstrągów. Moi rozmówcy podążyli za mną. W Pstrągarni Raczyńskich zamawiam smażonego pstrąga. Wędzonego niestety jeszcze nie ma. Po paru minutach pojawiają się rowerzyści, z którymi rozmawiałem chwilę temu. Okazało się, że o tę właśnie smażalnię im chodziło.
Po posiłku jadę dalej. Tym razem do Bramy Twardowskiego. Lubię to miejsce, bo ma ono swój niepowtarzalny urok. 


Kusiło mnie aby pojechać jeszcze do miejscowości Siedlec aby zlokalizować miejscową Pustynię. Ostatecznie jednak rezygnuję. W końcu będzie okazja aby jeszcze raz zawitać w te tereny.
Śmigam więc z powrotem. Na niebie pojawiło się więcej chmur a i wiało nieco mocnej. Oczywiście nie tak jakbym chciał. W Juliance zatrzymuje się na żurek. Powoli jadę w kierunku domu. W Ciężkowicach w moim kierunku zbliżają się ołowiane chmury. A to oznacza jedno - będzie padać. Deszcz dopada mnie w Wojnowicach. na szczęście krótką nawałnicę przeczekałem na przystanku autobusowym. Po krótkiej burzy powietrze zrobiło się rześkie. Można było więc jechać dalej.
I tak jadąc sobie powoli dojechałem z powrotem zaliczając dziś niecałe 115 km.

Komentarze