Wietrzna wycieczka nad Zalew Sulejowski

Coraz lepsza pogoda w połączeniu z wolny wtorkiem musiała zaowocować wyprawą rowerową. Mój wybór padł na Zalew Sulejowski, nad którym dawno nie byłem.
Początkowo planowałem dojazd do zapory na Zalewie, ale z uwagi na fakt, że wyjechałem dość późno musiałem nieco skrócić moją wycieczkę.
Nie ma co ukrywać pierwsze kilometry nie napawały optymizmem. Bardzo wolno się rozkręcałem a do tego dość silnie wiało. Oczywiście z przeciwnej strony. Leniwy tempem jechałem w kierunku Przedborza. Po drodze minąłem roboty drogowe na DK 42. Widać, że wreszcie ktoś wziął się za konkretną robotę. Może w końcu porządnie wyremontują tę drogę.
Po dojechaniu do Przedborza zrobiłem krótki postój w sklepie znajomych. Drobne zakupy i można było śmigać dalej.
Może do dziwnie zabrzmi, ale od strony Przedborza w kierunku Sulejowa to Gwidonem jeszcze nie jechałem. Ciągle przeszkadzał mi wiejący z przeciwka wiatr a i noga coś dziś słabo "podawała".
Wolnym tempem dotarłem do Sulejowa. Podjechałem na Podklasztorze gdzie znajduje się Opactwo Cystersów. Niestety nie dane było mi zwiedzić przyklasztornego Muzeum, które czynne jest jedynie w weekendy. Odwiedziłem jedynie należący do Cystersów Kościół.
Po krótkim odpoczynku śmignąłem w kierunku Zarzęcina. Przez chwilę wydawało mi się, że wjechałem w jakiś dziwny labirynt, w którym kręcę się w kółko. A miejsca docelowego jak nie było tak nie ma. W końcu na 85 km dotarłem do brzegu Zalewu Sulejowskiego. Podjechałem do Wioski Żeglarskiej Korsarz. Miałem trochę szczęścia bo było otwarte. Pan, który szykował sprzęt do otwarcia sezonu pozwolił mi się rozejrzeć po ośrodku. Mogłem nieco odpocząć. 


Sympatycznie się odpoczywało nad brzegiem zalewu, ale trzeba było wracać, tym bardziej, że czas naglił. W Sulejowie robię krótką przerwę na hot doga i ruszam z powrotem w kierunku Przedborza. Wiatr nieco ustał co miało przełożenie na szybszą jazdę. Nie bez znaczenia był też fakt, że na horyzoncie zaczęły się pojawiać ciemne chmury. Nie ma się co oszukiwać. Będzie padać. Faktycznie na 113 km zaczęło padać. Na szczęście niezbyt intensywnie, więc spokojnie można było jechać. Deszcz towarzyszył mi przez 17 km. Dopiero za Bąkową Górą przestało padać.
Po dotarciu do Przedborza zatrzymuje się na herbatę w sklepie pana Arka. Urządzamy sobie panel dyskusyjny o lokalnej piłce.
Po odpoczynku można było jechać do domu. Powietrze się nieco oczyściło więc dużo lepiej mi się jechało. Nawet średnie tempo jazdy nieco wzrosło. Sprawnie dotarłem do domu wykręcając w sumie 170 km. Niby dużo, ale forma daleka jest od ideału. 

Komentarze