O lipie z Cielętnik

Ostatnimi czasy nie mam zbyt wiele czasu na podróżowanie Gwidonem. Dziś tak się złożyło, że miałem pierwsze od dawna wolne popołudnie. rzecz jasna trzeba było je spożytkować na jakąś wyprawę rowerową. Jak nie trudno się domyślić została ona podzielona na dwa etapy. Pierwszy liczący niecałe 13 kilometrów to oczywiście odcinek do Pławna, który od połowy lutego przemierzam niemal codziennie. Po pracy zaś można było gdzieś śmignąć. Wybór szczególnie trudny nie był. Wszak w Garnku w tym roku mnie jeszcze nie było. 
Z Pławna ruszyłem więc na Gidle i Ciężkowice. W tej ostatniej miejscowości zaopatrzyłem się w niezbędny prowiant. Następny przystanek zrobiłem w Cielętnikach. Ta niewielka miejscowość dość często znajduje się na trasach moich jazd treningowych. Ale o ile mnie pamięć nie zawodzi to nigdy nie wspominałem o rosnącej tam lipie, która według legendy ma lecznicze właściwości a konkretnie zwalcza bóle zębów.
Przez lata setki pielgrzymów udających się na Jasną Górę zatrzymywało się w Cielętnikach aby skubnąć nieco kory ze wspomnianej lipy. 
Lipa rośnie na przykościelnym placu. Uchodzi za najstarszą lipę drobnolistną w Polsce. tak się zastanawiam czy nie wprowadzam czytelników w błąd pisząc, że rośnie. Niestety w ubiegłym roku poddała się niszczycielskiej mocy Orkana Ksawery. W efekcie z potężnego drzewa ostał się tylko nieznaczny kikut.

Tak czy tak warto odwiedzić to miejsce. Z Cielętnik nie zwracając uwagi na silnie wiejący wiatr śmigałem dalej w kierunku Dąbrowy Zielonej, gdzie napotkałem na roboty drogowe, które nieco spowolniły moją przejażdżkę. Po dojechaniu do Świętej Anny odbiłem na Kłomnice. Jeszcze tylko kilka kilometrów i ukazała się nazwa "słynnej" miejscowości Garnek. Spokojnie. Pragnę uspokoić, że dziś nic złego mnie tam nie spotkało. Z Garnka ruszyłem do Kłomnic. Stamtąd już prosto do Radomska zaliczając nieco ponad 75 km. 

Komentarze