Rowerowy kalejdoskop 2017 roku

Rok 2017 był dziwny. Początek roku w ogóle nie wskazywał, że uda mi się wykręcić aż tak dobry wynik. Dość powiedzieć, że na pierwszą nieco dłuższą wyprawę w tym kończącym się właśnie roku wybrałem się dopiero pod koniec lutego. A kto czytał moje plany na 2017 rok ten wie, że sporo tego było. Czy wszystko udało się zrealizować? Zapraszam na podsumowanie. 
Po surowym początku rok nieco łaskawszy dla rowerowej braci okazał się marzec. Nikogo zatem nie powinien dziwić fakt, że takim oficjalnym otwarciem sezonu była wycieczka do Garnka. I pewnie nie jeden z Was się zdziwi, ale była to jedyna moja tegoroczna wizyta w tej miejscowości. Jeszcze w marcu udałem się na wyprawę do Borzykowej, gdzie wprowadzono zasadę celibatu u księży. Pokręciłem się też wokół odkrywki węgla brunatnego sprawdzając jak to wygląda z perspektywy punktu widokowego w Żłobnicy. Niezły miesiąc podsumowałem wycieczką na kawę do Nieznanic. 
Po niezłym marcu trzeba było w końcu poszukać Wiosny, którą odnalazłem w okolicach Sielpi Wielkiej. A skoro już przyszła wiosna to można było oficjalnie rozpocząć rowerowy sezonu Klubu Turystycznego PTTK w Radomsku wyprawą do Rzędowia. 
Jeszcze w kwietniu udało mi się wybrać do Karsznic aby zobaczyć Skansen Lokomotyw, tym samym zaliczając pierwszą z dziesięciu wypraw zaplanowanych na 2017 rok. 
Nie ma co ukrywać, że całkiem ciekawy pod względem wypraw rowerowych był maj. Na pierwszy ogień poszły Tarnowskie Góry i okolice. Choć trudno w to uwierzyć, że było tak zimno, że jeździłem jeszcze w zimowych rękawicach. Wyprawa miała być dwudniowa, a wyszły trzy dni śmigania. Udało mi się odwiedzić zwiedzić Muzeum Chleba w Radzionkowie, kilka zamków. Trafiłem też do miejscowości Zimna Wódka. Odwiedziłem też Park Dinozaurów w Krasiejowie. Tam doszło do mało przyjemnego incydentu, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ale o tym później. Z zakładanego planu nie udało mi się jedynie odwiedzić Skansenu w Pyskowicach. W maju zrealizowałem jeszcze dwie wyprawy z mojej listy. Zawitałem więc do stadniny w Bogusławicach a także do Jędrzejowa. Tam chciałem zwiedzić Muzeum Zegarów. Z uwagi na wolny poniedziałek z niezrozumiałych dla mnie względów pracownica tejże placówki mnie nie wpuściła i musiałem się zadowolić jedynie oglądaniem klasztornych murów jędrzejowskich Cystersów. 
Przeciętym pod względem wycieczek rowerowych był czerwiec. Najbardziej ucieszyła mnie wyprawa rowerowa do Chęcin, którą zorganizowaliśmy w ramach Klubu Turystycznego PTTK. Dzięki temu znów mogłem nacieszyć oczy miejscowymi ruinami zamku. 


Zwiedziłem również skansen w Tokarni, którego nie udało mi się odwiedzić w 2016 roku. Przed wakacjami odwiedziłem jeszcze Dąb Bartek czyli jak słusznie zauważyli czytelnicy bloga jedno z najstarszych drzew w Polsce. A okres wakacji przywitałem pysznymi lodami z Kamyka.
Lipiec upłynął mi pod znakiem najdłuższej tegorocznej eskapady. Początkowo miało to być tylko 6 dni. W międzyczasie udało mi się załapać na trzydniowe szkolenie z zakresu bezpiecznego podróżowania do miejscowości Wdzydze Kiszewskie. A PKP zadbało o to, aby moja wyprawa była o jeden dzień dłuższa gdyż nie było już biletów na przewóz roweru i trzeba było jechać dzień wcześniej. Na szkoleniu w malowniczej scenerii Kaszub poznałem spore grono bardzo ciekawych osób. Do dzięki nim po zakończeniu szkolenia pojechałem do miejscowości Leśno aby zobaczyć gotyckie, kamienne kręgi. Dziś jest to już niemożliwe, bo po sierpniowych nawałnicach ich już po prostu nie ma. Z Kaszub pojechałem na Pałuki, gdzie zwiedziłem całą masę interesujących miejsc. Wymienię jedynie Biskupin czy Wenecję. Przy okazji pokręciłem się też nieco po Kujawach. Nie ukrywam, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Inowrocław. 


Na przeciwległym biegunie Ciechocinek, którego pierwotnie nie miałem w planach, ale jak już byłem w Aleksandrowie Kujawskim to po prostu trzeba było tam podjechać. 
Nie pierwszy już raz zachwycałem się Mysią Wieżą w Kruszwicy. A duże wrażenie na mnie zrobił Park Dinozaurów w Solcu Kujawskim, który po incydencie w Krasiejowie mogłem zobaczyć w gratisie. 
Sierpień to przede wszystkim sześciodniowa wypraw na wschodnie rubieże naszego kraju. Nie ma co ukrywać. To była gigantyczna dawka zwiedzania. Sam Lublin zajął mi jeden dzień. A w założeniach miałem piękny pałac w Kozłówce z Muzeum PRL. Liznąłem nieco uroków Poleskiego Parku Narodowego. Wreszcie dotarłem do trójstyku granicznego w Orchówku. 


Oddałem hołd bohaterom spod Wytyczna i Kocka. Zwłaszcza ta druga wycieczka na długo zapadnie mi w pamięć. Może nie tyle ze względu na pokonane 250 km, co jest jednym z lepszych moich wyników, ale z uwagi na kontuzję, której nabawił się Gwidon. Ale będąc na wschodzie dotarłem też do dworku Henryka Sienkiewicza a także byłego obozu zagłady w Sobiborze. 
Intensywny po względem wypraw był przełom sierpnia i września. Jeszcze w końcówce wakacji udałem się do Bałtowa zaliczając kolejny już w tym roku Park Dinozaurów. Wycieczka miała trwać dwa dni. Trwała zaś trzy bo zwiedzić trzeba było dodatkowo choćby Nową Słupię, Krzemionki Opatowskie czy Bodzentyn. 


A już na początku września ruszyłem do Uniejowa aby zrelaksować się w wodach termalnych. Powrót był ciężki. Cały dzień w deszczu. Ale nic to. Odwiedziłem Sieradz a i do Tumidaju zawitałem. W okolicach urodzin śmignąłem na ostatnia w tym roku trzydniową wyprawę. Była ona zaplanowana na rok 2016, ale wówczas się nie udało. Tym razem nie odpuściłem i choć pogoda była urozmaicona to udało mi się zwiedzić wszystkie miejsce, które zakładałem a nawet więcej. Bo w planach nie miałem Kwiatkówka, ale w drodze do Tumu i Piątku, niewielki skansen w tejże miejscowości po prostu trzeba było odwiedzić. Żałuję jedynie, że na śliczną Arkadię miałem mało czasu. Nie ukrywam, że duże wrażenie zrobił na mnie zamek w Oporowie. 


Październik to tradycyjna końcówka sezonu. Zwieńczyłem go wyprawą do Leśniowa. Choć w tym przypadku wspomogłem się nieco PKP. Co jeszcze? Wraz w grupką członków PTTK pojechaliśmy do Borowna zobaczyć jednoślady z czasów PRL. Przy okazji udało nam się wejść na teren pałacu w Kruszynie, który od wielu lat jest w prywatnych rękach. Większą grupą udaliśmy się do Silniczki aby zobaczyć zbór ariański. A już w listopadzie Rajdem Niepodległości zakończyliśmy rowerowy sezon Klubu Turystycznego PTTK w Radomsku. Już w pojedynkę jeszcze w listopadzie udałem się na wycieczkę do Piotrkowa Trybunalskiego, który obchodził 800-lecie powstania. A w grudniu choć nie mogliście nic nowego przeczytać o nie znaczy, że nie jeździłem. Zwłaszcza pod Świętach odbyłem dwie dalsze wycieczki. Wszystko po to, aby dziś dokręcić 11 km i zamknąć rok 2017 wynikiem 10000 km. 
Trudno nie wspomnieć o miłych zaskoczeniach kończącego się roku. Do takich należy zaliczyć choćby dyplom, który otrzymałem od władz Oddziału PTTK w Piotrkowie Trybunalskim. Miłym zaskoczeniem było dla mnie zaproszenie do lokalnego radia internetowego, w którym mogłem opowiedzieć o niewielkim ułamku moich rowerowych wypraw. Wreszcie znalazłem się na liście 45 dobrych osób, które podobno sprawiają, że Radomsko jest lepsze.  
Oczywiście moje pisanie nie miałoby sensu, gdyby nie czytelnicy. 
Social Media
Facebook - 264 
Google Plus - 74 
Twitter - 32 
A o tym co planuję na 2018 rok przeczytacie już jutro. Będzie jedna niespodzianka...

Komentarze

  1. Takie rowerowe osiągnięcia to naprawdę dla niektórych marzenie jeszcze nie osiągalne :)! Gratuluję sukcesów i tylu wspaniałych wypraw. No i życzę na kolejny rok jeszcze większej ilości wykręconych km :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem mimo trudnego początku roku, 2017 okazał się bardzo udany. Ciekawe jaki będzie ten 2018? Plany jakie mam wydają się być ciekawe. A co z nich uda mi się zrealizować to jedna wielka niewiadoma.

      Usuń
  2. Pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga, ale zostanę na dłużej. Ostatnio zaczęło mi już brakować pomysłów na wyprawy rowerowe, a tutaj takie perełki! :) Gratuluję udanego roku, oby przyszły był jeszcze lepszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i zapraszam do "polubienia" strony. Nowy Rok top tradycyjnie wielka niewiadoma. Plany rowerowe mam dość ciekawe, ale co z nich wyjdzie? Tego nie wie nikt.

      Usuń
  3. Gratulacje, tyle przejechanych km i ta niesamowita wytrwałość. Super! W Nowym Roku życzę jeszcze większej ilości przebytych km i samych wspaniałych odkryć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow... dużo rowerowych wypraw za Tobą :D Gratuluję i życzę ich jeszcze więcej w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz