Krótka wizyta na zamku w Uniejowie

Ołowiane chmury i lekko padający deszcze nie zachęcał do wychodzenia z domu. Nie mówiąc już o długiej wyprawie rowerowej. Dla prawdziwego miłośnika wypraw rowerowych to żaden problem. 
Ruszyłem w kierunku Nowej Brzeźnicy. Ta droga wydawała się być optymalną. W Nowej Brzeźnicy skręcam w prawo w drogę wojewódzką wiodącą do Łasku. Za Strzelcami Wielkimi nieco się rozjaśniło. Pojawił się suchy asfalt. Kilometry leniwie przesuwały się na rowerowym liczniku. Po drodze mijam kopalnię węgla brunatnego na tzw. odkrywce Szczerców. Powoli jadę do Łasku. Tam dzięki pomocy przypadkowego przechodnia bez kłopotów wyjeżdżam na drogę wiodącą w kierunku Koła. Około południa docieram do miejscowości Szadek. Na rogatkach tego malutkiego miasteczka licznik wskazuje 100 km. Ku mojemu niezadowoleniu wzmaga się wiatr. Nie ma co ukrywać jedzie się koszmarnie. Wyjścia jednak nie ma. Trzeba mozolnie pokonywać kolejne kilometry. A z Szadku zostało ich niecałe 40. 
Jadąc cały czas z wiatrem wiejącym w twarz docieram do Uniejowa. Na rondzie skręcam w lewo w kierunku zamku, który jest głównym celem dzisiejszego etapu.


Uniejowska warownia robi spore wrażenie. Szkoda, że została przerobiona na hotel. I o zgrozo część zamkowego wyposażenia za zgodą konserwatora zabytków została wyrzucona. Dla przeciętnego turysty dostępny jest tylko taras widokowy. Ale dobre i tyle. 
Po krótkiej wizycie na zamku melduje się w miejscu noclegowym. Licznik pokazuje 139 km. Czas mam rewelacyjny. Trzeba więc coś zjeść a w ramach odnowy biologicznej skorzystać w oferty miejscowych term. 

Komentarze