Trzy przystanki w Lublinie

Dziwnie to zabrzmi, ale bez większych problemów z przesiadką na dworcu Zachodnim w Warszawie dojechałem do Lublina. Zaopatrzywszy się w przydworcowym kiosku w mapę Lublina ruszyłem na krótki rekonesans. 
Lublin może pochwalić się sporą ilością zabytków. Mając do dyspozycji ledwie kilka godzin zdecydowałem się na odwiedzenie trzech obiektów. Biorąc pod uwagę niezłą jak na polskie warunki infrastrukturę rowerową większość wyprawy przebiegła bez większych komplikacji. 
Swój rajd po Lublinie rozpocząłem od Zamku. Monumentalny budynek robi na zwiedzających duże wrażenie. Z uwagi na fakt, że dziś poniedziałek nie wszystkie wystawą są czynne. Mnie najbardziej zależy na wejściu do baszty i to mi się udało.


Początki zamku w Lublinie sięgają XII wieku. Ten jakże piękny budynek ma swoją mroczna historię. Przez wiele lat mieściło się w nim więzienie. Wystarczy wspomnieć okres międzywojenny, II Wojnę Światową a także czasy powojenne. 
Po zwiedzeniu zamku ruszyłem w kierunku rynku. Tam w biurze informacji turystycznej podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi przebiegu dróg rowerowych w mieście. 
Z rynku skierowałem się na obrzeża miasta aby zobaczyć Muzeum Wsi Lubelskiej. 


Skansen jest podzielony na kilka sektorów. Zobaczymy w nim zabudowę z Wyżyny Lubelskiej, Roztocza, Powiśla a także Nadbuża. Jest też fragment miasteczka oraz dwór. Mnie najbardziej podobały się zwierzaki, które swobodnie przemieszczają się w obszarze Skansenu. 
Ostatnim punktem mojego pobytu w Lublinie była wizyta na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady na Majdanku. Z uwagi na poniedziałek nie można było wejść do części baraków. Jednak to co zobaczyłem w zupełności mi wystarczyło. Miejsce przytłacza. I nie chodzi tu tylko o komory gazowe czy piece krematoryjne... Wystarczy przytoczyć dane dotyczące obozu. Przeszło przez niego około 150 tys. osób. Ponad połowa nie przeżyła...
Dzięki posiadaniu mapy opracowałem skrót przy pomocy, którego od razu wydostałem się na rogatki miasta i drogę wiodącą do Włodawy. Lekko się zdziwiłem jak zobaczyłem, iż po samym Lublinie wykręciłem 30 km. W miejscowości Łuszczów robię krótki postój na jedzenie. Przy okazji kosztuję oranżady z pobliskiej miejscowości Długie. Szybko docieram do Łęcznej a następnie Puchaczowa. tam robię większe zakupy. Daje też niewielką sumę przedstawicielowi miejscowego elementu, który pilnował Gwidona w czasie kiedy robiłem zakupy. Został mi tylko krótki odcinek w okolicach kopalni węgla kamiennego Bogdanka i docieram do miejscowości Nadrybie Wieś. To ta miejscowości będzie moją bazą wypadową przez najbliższe kilka dni. 
A jeszcze jedno. Tak z kronikarskiego obowiązku. Dziś tak w ramach rozgrzewki pokonałem 66 km. 

Komentarze