Oblęgorek, Tokarnia, Chęciny - czyli smak Świętokrzyskiego...

Są miejsca, do których lubię wracać. Bez wątpienia do takich należy zamek w Chęcinach. Dziś przyszedł czas aby po rocznej przerwie odwiedzić to miejsce raz jeszcze. 
Start na dzisiejszą wyprawę nastąpił dość wcześnie bo przed 5:00 rano. Przy Urzędzie Skarbowym dołącza do mnie Dominik i razem jedziemy w kierunku Dworku Henryka Sienkiewicza w miejscowości Oblęgorek. Mimo wczesnej pory jedzie się całkiem przyjemnie. Kilometry szybko przewijają się przez licznik. Całkiem sprawnie udało nam się przemieścić do Przedborza. Tam krótki postój na jedzenie. I dalej w drogę tym razem na Łopuszno. Momentami jest ciężko zwłaszcza w Wojciechowie i momentami w Piskorzeńcu. Wszystko przez fatalny stan nawierzchni jak mamy w tamtym rejonie. 
W Mninie robimy krótki postój. W końcu zawsze jak jadę w Kieleckie muszę się tam napić oranżady z krasnalem. Przy okazji napatoczyła się przedstawicielka miejscowego elementu, która zapytała mnie czy pożyczę jej dwa złote. Dałem 2 złote, choć wiedziałem, że nie pójdą na chleb lecz na przelew. Przy okazji okazało się, że jestem podobny do zięcia tejże matrony - Rafała. Idę zanieść butelkę do sklepu. Dwaj jegomoście, którzy byli już na podwójnym gazie próbowali uruchomić skuter. Niestety mimo usilnych prób nie udało się. 
My z Dominikiem śmigamy do Łopuszna, gdzie w bankomacie możemy wyciągnąć nieco gotówki, która przyda nam się podczas dzisiejszej wyprawy. Za Łopusznem piękny zjazd. Gwidon osiąga prędkość ponad 50 km/h. W Snochowicach szybkie spojrzenie na mapę. Na Oblęgorek trzeba skręcić w lewo ale dopiero w następnej miejscowości. I tak w Piotrowcu odbijamy w lewo. Jeszcze niewielki kawałek i jesteśmy w Oblęgorku. Na dziedzińcu dworku zamawiamy lody i kawę u sympatycznej pani. Czekamy na Danutę i Witolda, którzy już wczoraj zameldowali się w Chęcinach. Po krótkim oczekiwaniu już w czteroosobowym składzie zwiedzamy dworek.


Z Oblęgorka początkowo Green Velo jedziemy w kierunku Chęcin. Wszystko ładnie wyglądało do miejscowości Szewce. Później wjechaliśmy w jakiej piachy. I trzeba było prowadzić rowery. Na szczęście nie trwało to długo. W końcu docieramy do Chęcin. W miejscu noclegowym zostawiamy niepotrzebne rzeczy i ruszamy w kierunku Tokarni. 
Na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury. Będzie padać? Nie może! Musi wytrzymać. Wokół ruin zamku w Chęcinach jedziemy do Tokarni. Niewielkim fragmentem jesteśmy zmuszeni poruszać się DK 7. Ale szybko meldujemy się w Muzeum Wsi Kieleckiej. Mamy olbrzymi obszar do zwiedzania podczas, którego możemy się przenieść w czasie.


Ja zwiedzam w towarzystwie Dominika. Danuta zaś z Witoldem. Po lekcji historii i etnografii czas na posiłek. W restauracji przed Skansenem można co prawda zapłacić kartą, ale kosmiczne ceny skutecznie Nas odstraszają. Wybieramy więc żur w Karczmie położonej na terenie Skansenu. U sympatycznej pani Haliny z kuchni wynegocjowałem ciut większą porcję. Przy okazji pozdrawiam równie miłą panią Patrycję, która nie dość, że wcieliła się w rolę fotografa to jeszcze nie obraziła się, że nazwałem ją karczmarką. 


Telefonicznie ustalamy, że nie będziemy czekać na Danutę i Witolda. We dwójkę jedziemy z powrotem. Najpierw jedziemy kawałek DK 7 a potem kilka kilometrów pod górkę w kierunku zamku w Chęcinach. Biorąc pod uwagę fakt, że jutro rano musimy szybko wracać dziś odwiedzamy ruiny warowni, która tak urzekła mnie rok temu. 


Na końcówce etapu zatrzymujemy się w chęcińskim rynku na mały obiad. Tam są już Danuta i Witold. Po posiłku i odpoczynku jedziemy na miejsce noclegu. Ja dokręcam jeszcze do równego rachunku. Tak aby było 133 km. 

Komentarze