Uśpione lokomotywy w Karsznicach

Optymistyczne prognozy pogody i wolny poniedziałek zachęcały do dalszej wyprawy rowerowej. Już podczas wczorajszego rajdu PTTK zastanawiałem się gdzie by tu pojechać? Opcje były dwie: Jędrzejów lub Karsznice. Ponieważ Muzeum Zegarów w Jędrzejowie w poniedziałki jest zamknięte postanowiłem pojechać do Skansenu Lokomotyw w Zduńskiej Woli Karsznicach. 
Rano nie mogłem się dobudzić, ale w końcu wstałem i ruszyłem w drogę. Od rana słoneczko zachęcało do jazdy. Ruszyłem do Nowej Brzeźnicy. Tam skręcam w prawo w kierunku Łasku. Trochę trzeszczy mi łańcuch, który ewidentnie domaga się naoliwienia. Zatrzymuję się w sklepie w Strzelcach Wielkich. Robię zakupy i przy okazji smaruję łańcuch. Od razu lepiej się jedzie. 
Przed Chabielicami podziwiam odkrywkę węgla brunatnego. Zastanawiam się czy w okolicach usypią podobną górę do tej z okolic Kamieńska. Sprawnie docieram do Szczercowa. Przebijam się przez drogę krajową 74. Na chwilę się zatrzymuję. Dzwonię do Skansenu Lokomotyw w Zduńskiej Woli Karsznicach. Upewniam się, że skansen jest czynny. Umawiam się z moim rozmówcą na około 12:00. Tak wynika z moich obliczeń, że w południe powinienem być na miejscu. 
Jadę dalej. Docieram do miejscowości Chociw. W prawo skręt na Chrząstawę. W powietrzu czuć jeszcze atmosferę niedzielnych derbów, wygranych przez Chociw aż 5:1 i to na boisku odwiecznego rywala. Ląduję w Widawie. Objeżdżam odnawiany rynek, robię nawrotkę i ruszam w kierunku Łasku. Jestem coraz bliżej miejsca docelowego. Zatrzymuję się w Marzeninie. Przy sklepie dopytuje wąsatego jegomościa jak lepiej jechać do Karsznic. "Jedź pan przez Bilew. Będzie szybciej. Przed remizą skręć pan w lewo i wyjedziesz przy Skansenie". Koduję wszystkie wskazówki i ruszam w drogę. Faktycznie w miejscowości Bilew przed remizą jest skręt w lewo. U panów stawiających płot upewniam się, że dobrze jadę. Dzwonię do pana Czesława, że jestem tuż, tuż. Okazuje się, że będę zwiedzał skansen razem ze szkolną młodzieżą. 
Melduję się w Skansenie. na liczniku prawie 95 km. Poznaję pana Czesława. Wraz z młodzieżą, że szkoły w Krobanowie zwiedzam Skansen. Monumentalne lokomotywy choć uśpione, robią na mnie spore wrażenie. Najbardziej podoba mi się parowóz Ty 45-39.


Skansen jest filią Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola. Część eksponatów należy do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. Jednak to, że takie miejsca jak w Karsznicach są nie było by możliwie bez grupy zapaleńców takich jak pan Czesław. To on wraz z grupą byłych pracowników kolei założył Stowarzyszenie Miłośników Kolei. Chylę czoła przed panem Czesławem, który z olbrzymią pasją opowiada o poszczególnych eksponatach. 
O samym Skansenie można przeczytać tutaj: http://www.skansen.zdunia.pl/. Miło się rozmawia, ale czas trochę nagli. Podjeżdżamy jeszcze do domu pana Czesława, który udostępnia mi pieczęć stowarzyszenia. Dostaje jeszcze na drogę dwie butelki z zieloną herbatę oraz kilka suwenirów. 
Ruszam w drogę powrotną. Jedzie się dużo ciężej. Przeciwny wiatr mocno utrudnia jazdę. Docieram do miejscowości Rogoźno. Zaczyna mi odcinać prąd. 117 km - trzeba zrobić przerwę. Robię małe zakupy. W miejscowości Chociw zastanawiam się czy nie nie odbić w lewo na Chrząstawę. ostatecznie ze względu na wiatr rezygnuję. Legendarny obiekt odwiedzę innym razem. W Chabielicach w przydrożnym barze robię przerwę na obiad. Na liczniku już 141 km. Za młynem w Ostrołęce skręcam w lewo na Sulmierzyce. Wiatr nieco ustaje, więc jedzie się lepiej choć średnia prędkość całego etapu nieco spadła. Jeszcze tylko postój w Krzywanicach na uzupełnienie płynów i przez Lgotę Wielką, Woźniki i Rożny docieram do domu. 
Licznik wskazuje 183 km. Pierwszą wyprawę z listy zaplanowanych na 2017 rok można uznać za zakończoną. 

Komentarze