Pstrąg za tysiąc kilometrów

Cóż to za tytuł? Pewnie cześć z Was po jego przeczytaniu zastanawia się o co chodzi? Wierni czytelnicy wiedzą, że taką moja tradycja jest wycieczka rowerowa na wędzonego pstrąga po przejechaniu pierwszego tysiąca kilometrów w danym roku kalendarzowym. Magiczną granicę tysiąca kilometrów udało mi się przekroczyć w tym tygodniu. Była więc okazja do wycieczki a jednocześnie przypomnienia sobie trasy rajdu, który już w przyszłym tygodniu. 
Ruszyłem przez Lipie, Szczepocice, Łęg i Kijów. W tej ostatniej miejscowości wjechałem w tereny leśny. Tu i ówdzie dało się zauważyć, że wycinka drzew idzie w najlepsze również na naszym terenie. Jak to zwykle w lesie w labiryncie coraz to nowych duktów trochę się pogubiłem. Na szczęście nie na tyle aby pobłądzić. Wyjechałem nieco wcześniej niż powinienem. Cóż w przyszłym tygodniu trzeba będzie trasę przejechać raz jeszcze. 
Docieram do Prusicka, kierując się w stronę drogi wojewódzkiej wiodącej z Łasku do Częstochowy. Jeszcze tylko skręt w lewo i jestem w Rzędowiu, gdzie zamierzałem zjeść wędzonego pstrąga. Niestety czekała mnie przykra niespodzianka. Smażalnia zamknięta z powodu remontu. Nic trzeba wracać w powrotem. Zatrzymuję się zatem w Kaflarni. Tam co prawda udaje mi się kupić rybę, ale konsumpcji nie ma mowy. Właściciele wędzarni jeszcze nie otworzyli sezonu, w związku z czym nie mogę liczyć ani na pieczywo ani coś do picia. Pozostaje mi jedynie kiełbaska na ciepło w przydrożnym barze.


Zatrzymuję się na chwilę na moście w Ważnych Młynach aby zobaczyć stan rzeki Warta. Jeszcze tylko drobne zakupy w Nowej Brzeźnicy i szybko wracam do domu z nadzieją, że remont smażalni w Rzędowiu zakończy się do przyszłej niedzieli. Jeśli nie to trzeba będzie wymyślić jakąś inną trasę na rajd Klubu Turystycznego PTTK w Radomsku. 
Tak na zakończenie z kronikarskiego obowiązku. Przejechałem dziś niecałe 59 km. 

Komentarze