Owocny rok 2016

Kończy się nam ten 2016 rok. Moje rowerowe plany z nim związane były bardzo ambitne. Co udało się zrealizować, a czego nie? Zapraszam na krótkie podsumowanie moich rowerowych wojaży Gwidonem w 2016 roku.
Nie na co ukrywać zdecydowana większość kończącego się roku była bardzo przychylna dla miłośników jednośladów. Praktycznie przez cały rok można było śmigać na jednośladach. Oczywiście styczeń czy luty nie sprzyjały dłuższym wyprawom. Wiadomo dzień krótki, a i temperatury też nie za wysokie, stąd jeśli już gdzieś się wybierałem to tylko była to najbliższa okolica. Raz tylko porwałem się na wyprawę do Piotrkowa Trybunalskiego po "Gorącego czaju łyk". Za to bardzo owocny w wyprawy okazał się marzec. Po części za sprawą akcji koleżanki Agnieszki prowadzącej stronę Aleszprycha.pl. "Byle do wiosny" bo tak owa akcja się nazywała zachęcała do jeżdżenia codziennie rowerem od 1 marca aż do początku kalendarzowej wiosny. Początek nie był zachęcający, ale wytrwałem. W nagrodę podczas otwarcia piłkarskiej wiosny w Gorzkowicach zobaczyłem, że "wodę ognistą" można przegryzać nie tylko kiełbaską ale również landrynkami.
Kwiecień to już wiadomo dłuższy dzień. Można było zatem sięgnąć do listy moich rowerowych planów. Na pierwszy ogień poszła wyprawa na ziemię konecką. W końcu trzeba było się naocznie przekonać czy Niebo i Piekło na pewno istnieją.


Kto choć trochę lizną lokalnej geografii, wie o istnieniu tych dwóch małych miejscowości znajdujących się niedaleko Końskich. A warto dodać, że oprócz nich całkiem blisko jest choćby Gruszka, gdzie jest przesympatyczny sołtys pan Marian, którego przy okazji pozdrawiam. Skoro już jestem przy Gruszce to mam nadzieję, że nie ziszczą się plany likwidacji obelisku upamiętniającego partyzancką potyczkę z czasów II Wojny Światowej.
Czasem tak jest, że niektóre nasze wyprawy mają spontaniczny charakter. Tak tez było z moją wyprawą w Świętokrzyskie. To były dwa bardzo intensywne dni przepełnione dużą dawką ciekawych miejsc, które zdołałem odwiedzić. Szczególne miejsce w moich sercu znalazły ruiny zamku w Chęcinach. Kto nie był, musi tam pojechać. Po prostu musi i basta jak często powtarza znany dziennikarz z Sieradza. A zapomniałby... Na początku maja wcieliłem się w rolę "Dziadka Mroza" i w pewien sposób spełniłem jedno z rowerowych marzeń kolegi Dominika. Wyprawa w okolice Niekłania Wielkiego do rezerwatu Piekło i dla mnie była pewnym wyzwaniem. W końcu nie codziennie kręci się ponad 200 km.


Skoro już jestem przy wyprawach liczących powyżej 200 km nie sposób nie wspomnieć o podróży do miejscowości Jankowy. Kibice nieistniejącego już RKS Radomsko z pewnością kojarzą drużynę piłkarską z tejże miejscowości. A po drodze udało mi się odwiedzić m.in. Wieluń, gdzie rozpoczęła się II Wojna Światowa oraz Ożarów z przepięknym dworkiem. Tym samym udało się zrealizować drugą wyprawę z listy "pięciu priorytetów".
Na początku wakacji przyszedł czas na realizację pierwszej dłuższej wyprawy w tym roku. Na początku miało być 5 dni wokół Szczecinka. Jak wiadomo życie wszystko zweryfikowało i z pięciu zrobiło się siedem. Nie sposób opisać wszystkich miejsc, które udało się w tym czasie odwiedzić. A było ich nie mało. W końcu przez tydzień przejechałem ponad 1000 km. O przygodach z PKP nie wspominam...


Na początku sierpnia przyszedł czas na realizację drugiej dłuższej wyprawy. Tym razem moim celem były Bieszczady. Nie ukrywam, że jechałem tam z pewnymi obawami. Była to w końcu moja pierwsza wyprawa rowerowa w góry. Zastanawiałem się czy dam radę. Już pierwszego dnia okazało się, że łatwo nie było, ale piękne widoki rekompensowały włożony wysiłek. 


Tak sobie myślę, że kiedyś tam na pewno wrócę i chciałbym aby dalej w Bieszczadach stał pomnik gen. Karola Świerczewskiego. W końcu czy to się komuś podoba czy nie to też kawałek polskiej historii. I nie próbujemy jej fałszować. Już raz to robiono...
Skoro już jestem przy historii to na początku września w końcu udało mi się dotrzeć oddać hołd majorowi Henrykowi Dobrzańskiemu "Hubalowi". A przy okazji odwiedzić kilka innych ciekawych miejsc związanych z województwem łódzkim.


W planach miałem jeszcze jedną ciekawą wyprawę po województwie łódzkim. Miał to być taki prezent na urodziny. Niestety na planach się skończyło. Musiałem się zadowolić pysznym deserem lodowym z Kamyka.
Ku mojemu niezadowoleniu październik okazał się mało przyjazny do wojaży rowerowych. Dużo lepszy pod tym względem był listopad. O grudniu nie wspominam bo nie udało im się wybrać na żadną dłuższa wyprawę.
Tak czy siak większość wypraw jakie miałem na liście udało się zrealizować. Wyprawę w okolice Kutna i Skierniewic przeniosłem na rok następny. Kiedy porwę się na objechanie Tatr w jeden dzień? Tego jeszcze nie wiem.
Podsumowując rok trudno nie wspomnieć o Klubie Turystycznym PTTK, który udało się powołać do życia. Z klubowiczami zaliczyłem kilka rajdów, które czasem do łatwych nie należały.
O czymś zapomniałem? Czuję, że niektórzy z Was czują się zawiedzeni. W końcu jak to 2016 rok bez wizyty w Garnku? Już uspakajam. Były i to trzy. Co prawda nie w rocznicę feralnego wypadu, ale jednak. Raz w Wielkanoc i dwa razy podczas rajdów PTTK do Złotego Potoku i Olsztyna.
Tak już na koniec. Dziękuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga. W końcu bez Was moje pisanie nie miałoby najmniejszego sensu. Dobrze, jeszcze tylko garść statystyk.
Social Media
Facebook - 241 polubień
Twitter - 32 obserwujących
Google Plus - 64 obserwatorów
Jakie plany mam na 2017? O tym w Nowym Roku! Czyli jutro...

Komentarze

  1. Powodzenia w Nowym Roku! Mam nadzieję, ze będzie równie przyjazny rowerzystom i wreszcie spełnię swoje rowerowe marzenie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz