Wielką pętlą bieszczadzką do gen. Świerczewskiego

Wtorek przywitał mnie pogodnym niebem. Tuż po godzinie 7:00 ruszyłem w swoją podróż dookoła Bieszczadów. Ruszyłem w kierunku Leska a następnie na Ustrzyki Dolne. Pierwszy przystanek zrobiłem już w miejscowości Uherce Mineralne. W końcu nie każdego dnia spotyka się rowerową drezynę. Pamiątkowa fotka i można było ruszać dalej. 
Droga do Ustrzyk Dolnych nie nastręczyła większych trudności. Tam czas było trochę czasu na zrobienie zakupów i wizytę w punkcie informacji turystycznej. Młoda pani ostrzega mnie, że do samych Ustrzyk Górnych mam 45 km, w większości pod górkę. Dziś czułem się jednak dużo lepiej, więc podszedłem do tego na spokojnie. Trasa faktycznie była trudna, ale nie aż tak jak przypuszczałem. Na 57 km tuż przed Lutowiskami robię przystanek na punkcie widokowym. Tam spotykam trójkę turystów ze Szczecina, którzy ze Stuposianów jadą w przeciwna stronę. Mamy chwilę na rozmowę i pamiątkowe zdjęcia. Na pamiątkę otrzymuję flagę "Pokonujemy Granice. Wschód 2016". Teraz mam okazję aby pozdrowić całą ekipę z grodu Gryfa.


Przejeżdżam przez Lutowiska. W Smolniku skręcam w lewo z głównej drogi. Zależy mi na zobaczeniu cerkwi, która znajduje się na liście UNESCO. Mam szczęście bo jest otwarta, co jak się okazuje jest rzadkością. Powoli docieram do Ustrzyk Górnych. W restauracji PTTK jem obiad. na liczniku 80 km czyli mniej więcej połowa drogi. W jednym ze sklepów uzupełniam zapasy picia i jedzenia i ruszam w kierunku Cisnej. Przed Wietliną kilka kilometrów podjazdu na Przełęcz Wyżna. Nie będę ukrywał, że była to sielanka. Ale piękne widoki rekompensowały zmęczenie. 


W końcu osiągam jeden z bardziej znanych punktów w Bieszczadach. Po wspinaczce czas na nagrodę. Do samej Cisnej same zjazdy. Momentami rozwijam zawrotne prędkości. czasem muszę używać hamulców. W Cisnej w sklepie z pamiątkami młoda sprzedawczyni informuje mnie, że za chwilę znów zaczną się podjazdy. Faktycznie do miejscowości Jabłonki jest ciężko. Ale daje radę. Wiem, że jak osiągnę szczyt czekają na mnie zjazdy. Te faktycznie są i to bardzo mocne. Znów duża prędkość. Na serpentynach często muszę używać hamulców. Docieram pod pomnik gen. Karola Świerczewskiego, który zginał w zasadzce urządzonej przez jedną z sotni UPA. Chce zapalić znicz, ale nie udaje mi się nic kupić. W budce z pamiątkami dowiaduje się, że ponownie są zakusy, aby ten pomnik rozebrać. Kto on przeszkadza? Może gen. Karol Świerczewski i był miłośnikiem wody ognistej. Ale walczył z UPA i szacunek mu się należy. 


Na rogatkach Baligrodu zatrzymuję się przy zaniedbanym pomniku żołnierzy LWP, WOP i KBW, którzy polegli w walce z UPA. W centrum miejscowości robię fotkę czołgowi a przy okazji uzupełniam zapasy picia. W sklepie dowiaduję się, że do Leska mam około 20 km, w większości z górki. Nic więc dziwnego, że sprawnie idzie mi pokonywanie trasy. W Lesku jeszcze tylko zakupy w Biedronce i do Bezmiechowy Górnej. 
Reasumując. Pokonałem 161 km, trasą która była wymagająca, ale nie aż tak jak to sobie wyobrażałem. 

Komentarze

  1. A byłeś na wierzchołku góry Walter, którą widać na zdjęciu? Podobno znajduje się tam tablica pamiątkowa na cześć generała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie było szans abym wdrapał się tam z Gwidonem :)

      Usuń
    2. Świetna trasa! Gratuluje! ��

      Usuń
  2. Straszna trasa :D Lubię długie wyjazdy rowerowe, ale jak na razie wciąż jeszcze myśl o jeździe w górach napawa mnie zimnym dreszczem... ;) Po Lubelskich wyżynach jest mi ciężko, a co dopiero Bieszczady... Podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no no godne podziwu :) pokonać taką trasę .

    OdpowiedzUsuń
  4. w 1973r. Pokonałem, wraz z druhami, też tę trasę rowerem. Byłem wówczas komendantem (chyba) 25 osobowego obozu wędrownego, rowerowego ZHP. Bardzo miło wspominam ten obóz. Może trochę dziegciu do tej beczki miodu dodała paskudna pogoda. Lało przez tydzień tak bardzo, aż musieliśmy się schronić na dwa dni w hotelu w Lutowiskach, żeby osuszyć ciuchy. Reszta to była bajka! Wędrowanie w górach na współczesnych rowerach nie byłoby chyba takie uciążliwe. My mieliśmy zwykłe rowery. Z przerzutkami były chyba tylko dwa, a daliśmy radę. Pozdrawiam i gratuluję. To przecudna trasa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hylę czoła - pokonanie tej trasy rowerami bez przerzutek to nie lada wyczyn. A i pewnie drogi były w dużo gorszym stanie niż te, które są tam obecnie.

      Usuń

Prześlij komentarz