U Bojków i Łemków w Sanoku i nie tylko...

Powoli kończy się moja rowerowa tułaczka po południowo-wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej. Dziś za główny cel postawiłem sobie odwiedzenie Skansenu Budownictwa Ludowego w Sanoku. Dość sprawnie przez Załuż dotarłem do Sanoka. Zanim udałem się do Skansenu odwiedziłem zamek, w którym znajduje się Muzeum. Jego największymi atrakcjami są pokaźnych rozmiarów kolekcje ikon a także obrazów Zdzisława Beksińskiego. Te ostatnie są dla koneserów malarstwa. ja się do nich zdecydowanie nie zaliczam. 
Po zwiedzeniu zamku ruszyłem w kierunku Skansenu. Obiekt zaskoczył mnie nie tylko dużym rozmiarem, ale przede wszystkim fantastycznymi drewnianymi budynkami. Już u progu wita nas wspaniały Galicyjski Rynek.


Dalej mamy zabudowania Bojków, Łemków, Dolinian, Pogórzan Wschodnich i Zachodnich. Warto na dłuższą chwilę zatrzymać się przy ekspozycji przemysłu naftowego. 
Po olbrzymiej dawce pięknych, starych zabudowań trzeba wracać do rzeczywistości. W pobliskiej karczmie jem żurek i zastanawiam się czy kończyć moją wyprawę. Nie ma jeszcze południa a liczba przejechanych kilometrów jest dość skromna. Decyduję więc pojechać nieco dalej aby zobaczyć dwa Kościoły znajdujące się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. 
Przez Trepczę i Jurowce jadę na Brzozów. W Pakoszówce zatrzymuję się w sklepie aby zrobić zakupy. Przy okazji odczytuję sms od Marcina. Legia Warszawa w decydującym starciu o Ligę Mistrzów zmierzy się z irlandzkim Dundalk FC. Oczywiście nikogo nie można lekceważyć, ale łatwiejszego rywala wylosować się nie dało. 
Jadę do Brzozowa i dalej prosto do miejscowości Blizne. W jednym ze sklepów pytam o zabytkowy Kościół. Okazuje się, że to jeszcze dwa km prosto. Bez problemów docieram na miejsce. Nikogo nie ma prócz modlącej się starszej pani. Chwilę czekam. Mam trochę szczęścia. Podjeżdża niezłej klasy samochód, z którego wysiada mężczyzna. Podchodzę i pytam czy jest możliwość zwiedzenia Kościoła. Po arogancji w głosie od razu poznałem: miejscowy klecha. Pleban skierował mnie do starszej pani, która się modliła. Jak stwierdził ona pracuje i jej zadaniem jest oprowadzanie turystów. Pani okazała się bardzo sympatyczna. Jodłowy kościółek robi na mnie wrażenie. Nie dziwi mnie, ze został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. 


Ciekawe jak wygląda ten w Haczowie. Wracam do Brzozowa. Brak oznakowań sprawia, że o drogę pytam w ratuszu. Okazuje się, że na światłach trzeba skręcić w prawo na Krosno. Oczywiście jest to droga tylko dla wtajemniczonych, gdyż nie ma tam żadnego oznakowania. Jak się okazało wjechałem w swoisty labirynt lokalnych dróg. I tak przez Zmiennicę, Malinówkę, Jabłonicę Polską dotarłem do Haczowa. Bez większych kłopotów docieram do zabytkowego Kościoła. Zajeżdżam pod plebanię. Dzwonię. Przez okno pleban informuje mnie, że kościółek jest otwarty. Muszę jedynie zapłacić za zwiedzanie. Kościół w Haczowie jest największym drewnianym obiektem sakralnym w Europie. Podobnie jak ten w Bliznem znajduje się na liście UNESCO. 


Droga powrotna do Sanoka do najłatwiejszych nie należała. Momentami czułem się jak w jakimś labiryncie, mając wrażenie, że kręcę się w kółko. Początkowo zgodnie z mapą kierowałem się na Brzozów. Już w Trześniowie musiałem wyjąć mapę i sprawdzić czy aby na pewno dobrze jadę. Przed miejscowością Turze Pole wreszcie drogowskaz na Zarszyn. A to oznacza, że dobrze jadę. W Jaćmierzu zatrzymuje się w sklepie aby uzupełnić braki w piciu. Dojeżdżam do Bażanówki. Jest drogowskaz na Długie. Ale jak jechać na Pakoszówkę? W sukurs przychodzi mi jeden jegomość, który stał przy sklepie. Z mapy wynika, że w lewo, ale czemu nie ma oznakowania. Mój rozmówca twierdzi, że oznakowanie jest - tyle, że za przystankiem PKS. Chyba było - odpowiadam. Chłopina się zdziwił kiedy zobaczył, że faktycznie oznakowania brak. Poinstruował mnie, abym jechał cały czas prosto i wyjadę do głównej drogi. I tak jechałem, jechał, aż w końcu jest! Skręt na główną drogę w kierunku Sanoka. Okazało się, że od Brzozowa to tymi lokalnymi drogami o bardzo dobrej nawierzchni co godne podkreślenia kluczyłem blisko 40 km. 
W Jurowcach odbijam w lewo na Trepczę, dzięki czemu nie muszę męczyć się i omijam dużą część Sanoka. Potem jeszcze tylko na końcu miasta przystanek w Biedronce i przez Załuż do Bezmiechowej Górnej. W sumie przejechałem dziś 128 km. 

Komentarze

  1. Drewniana architektura wygląda niesamowicie. Ja z kulturą łemkowską miałam "spotkanie" jedynie w Kamiannej, pszczelarskiej wiosce niedaleko Nowego Sącza. Tamtejszy drewniany kościółek oraz dzwonnica jak i stary cmentarz w lesie są pozostałościami po owej kulturze. Podziwiam, za miłość do kolarstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drewniana architektura prawie zawsze wygląda niesamowicie, drewniana architektura sakralna ZAWSZE wygląda niesamowicie! Fajny wypad w moim stylu.

    PS. Widzę, że "syndrom miejscowego klechy" występuje niezależnie od regiony kraju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kościółki wspaniałe. Bardzo klimatyczne:). Poza tym gratuluję kondycji. Jednego dnia stuknąć prawie 130 km ? Szacun. Ja pewnie po połowie bym padła :):p

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz