Ostrów Lednicki - kiedy Słońce było Bogiem

Nie będę ściemniał, że jestem niczym Stefan "Siara" Siarzewski i wszystko przewidziałem. Pesymistyczne prognozy pogody na popołudnie dla Gniezna a także zmęczenie wojażami zmusiły mnie do skorzystania z usług z polskich kolei. O dziwo sprawnie przemieściłem się ze Szczecinka do Chodzieży skąd już Gwidonem kontynuowałem swoją wyprawę. Zmęczenie poprzednimi etapami dawało się we znaki, ale w miarę sprawnie dotarłem do Margonina, skąd odbiłem na Wągrowiec. Jechało się nieźle, mimo że upał stawał się coraz większy. Nic to, gdyż dużymi fragmentami miałem niezłej jakości ścieżki rowerowe. Wągrowiec przywitał mnie remontami dróg, przez co trzeba było trochę "pozwiedzać" miasto. Miasteczko ma nawet nieźle rozwiniętą sieć dróg rowerowych. I wszystko było by fajnie gdyby nie gigantyczne wręcz krawężniki. Momentami czułem się jak w Radomsku. W końcu udało mi się wydostać z tego miasta. Kierowałem się na Kłecko. Niby odległość nie duża, ale upał robił swoje. W końcu osiągnąłem zamierzony cel. Próbowałem podpytać miejscowych o jakąś drogę na Ostrów Lednicki, ale ich wiedza w tym zakresie była taka jak moja o fizyce kwantowej czy żadna. Jechałem więc zgodnie z mapą. Dojechałem do Komorowa. Upał straszny, duszno potwornie. Czas na przerwę. Przed miejscowym spożywczakiem dwóch autochtonów spożywało pewnie nie pierwszego tego dnia "dzika". Pytam czy mogę bezpiecznie zostawić rower i wejść do sklepu. Panowie zapewniają, że jak oni tu są to nic nie ma prawa zginąć. Wracam. Gwidon faktycznie stoi a jegomości przed sklepem jest już trzech. Wywiązuje się rozmowa. Panowie pytają skąd i dokąd zmierzam. Mówię, że generalnie jadę do Ostrowa Lednickiego a potem do Gniezna. Przy okazji podpytuję czy dobrze jadę. Moi rozmówcy mówią, że tak. Podpowiadają też, że już niedaleko. Za kapliczka w prawo i jeszcze jakieś 7 km. Dziękuje przedstawicielom "miejscowego elementu" i ruszam dalej. Zgodnie z opisem za kapliczką w prawo kierunkowskaz kieruje mnie na Lednogórę. Docieram do Muzeum Pierwszych Piastów. Potem kieruje się na wyspę Ostrów Lednicki. Lubie to miejsce. Promem płynę do celu. 


Ostrów Lednicki - kolebka państwowości Polski. Oczywiście kojarzone jest z prawdopodobnym miejscem chrztu Mieszka Polskiego. Ale nie tylko. Wszak zanim nastało chrześcijaństwo na Ostrowie Lednicki królował Światowit. Osobiście Ostrów Lednicki kojarzę przede wszystkim z książką i serialem Stara Baśń. Z racji tego, że w tym roku obchodzimy 1050 rocznicę chrztu Polski na wyspie dominują akcenty związane z tym wydarzeniem. 
Drugie miejsce, które odwiedzam do Wielkopolski Park Entograficzny. Byłem tam kilka tam temu. Znam więc teren, ale fajnie było dowiedzieć się, że szykują nowy budynek - suszarnię do chmielu. Moim ulubionym miejscem ze Skansenu jest dwór.



Czas opuszczać gościnne Dziekanowice, tym bardziej, że zbierają się ołowiane chmury. Zdążę do Gniezna? Jadę wśród pól kukurydzy aż tu nagle zerwał się potężny wiatr. Gwidonem rzucało niczym statkiem na morzu podczas sztormu. Na szczęście w pobliżu był przystanek autobusowy, gdzie mogłem spokojnie przeczekać nawałnicę. Po około 40 km wszystko się uspokaja. Mogę kontynuować podróż. Przez Owieczki jadę na Gniezno. W pewnej chwili dojeżdżam do głównej drogi, która a jakże jest zamknięta dla rowerów. Kluczę więc między osiedlowymi uliczkami. W końcu udaje mi się dojechać do centrum a następnie miejsca gdzie mam zarezerwowany nocleg. 

Komentarze