Radawnica - dawnych wspomnień czar...

I stało się. Po środowej tułaczce po lasach Gwidon zgubił gdzieś śrubkę od bagażnika. Na szczęście dało się jechać. Pierwszy etap dzisiejszej podróży przebiegał podobnie jak ten z środy. Na Okonek jadę ruchliwą drogą DK 11. Dziś zdecydowałem się w Okonku odbić nieco w bok i mało uczęszczanymi trasami dojechałem do Jastrowia. Wjeżdżając do centrum zza winkla ukazał mi się szyld sklepu rowerowego. Wchodzę i pytam czy nie maja przypadkiem śruby, którą mógłbym przykręcić bagażnik. Mam szczęście. Trafiła mi się ostatnia sztuka. 
Kieruje się na Złotów. Jadąc leśną ścieżką mijam rodzinę na rowerach. Dwoje maluchów nieźle musiało dokazywać bo mama musi ich uspakajać. Podjeżdżam i mówię do ich, ze trzeba słuchać mamy. Dzieciaki przez chwilę z ciekawością mi się przyglądają a potem pytają czy się ścigamy. Chwilę rozmawiamy i ruszam szybszym tempem w kierunku Złotowa. Po drodze na rzecze Gwdzie widać wysadzony most kolejowy.


Dojeżdżam do Złotowa gdzie zwiedzam miejscowe Muzeum. Jeszcze tylko około 10 km i będę w Radawnicy. Dawno temu byłem tam na koloniach. Zastanawiam się czy ktoś z osób wówczas poznanych pracuje jeszcze na Uniwersytecie Ludowym, który był naszą bazą. Sama miejscowość niewiele się zmieniła. Robię przerwę w miejscowym sklepie. Po chwili skręcam w prawo. Wjeżdżam na dziedziniec Uniwersytetu. Praktycznie nic się nie zmienił od przeszło ćwierć wieku. Drewnianymi schodami kieruje się do sekretariatu. Stając w drzwiach nie bardzo wiem co mam powiedzieć. W końcu w zawiły sposób wyjaśniam, że kiedyś byłem tutaj na koloniach. Jako wychowawca czy kolonista pada pytanie. Jako uczestnik kolonii - odpowiadam. Dodaje, że jestem z Radomska. Wówczas panie zaciekawiane moją odpowiedzią wspominają osoby, które na przełomie lat 80/90-tych minionego stulecia były tam opiekunami. Pada m.in. imię mojej mamy. Mówię, że jestem synem Ewy. Wówczas jedna z pań mówi, że ma na imię Irena a druga Teresa. Tak to o te panie mi chodziło. Pytają co u mamy? Przekazuję smutną wiadomość. Trochę wspominamy. Kosztuje chleba z rewelacyjnym smalcem. Jest czas na zdjęcia. Przy okazji poznaję panią Barbarę, która jest kierownikiem placówki. Okazuje się, że też śmiga rowerem i w najbliższym czasie wybiera się na Green Velo. 


Wspominać pewnie można byłoby długo, ale czas nagli. czas ruszać w kierunku Debrzna. tam na rynku zauważam dwa okazy samolotów umieszczone na jednym ze skwerów.


Docieram do Człuchowa. Powoli chyba łapie mnie kryzys bo ciężko się jedzie. Przywiedziony reklamą wojskowej grochówki zatrzymuje się w przydrożnym barze w miejscowości Dobojewo. Wchodzę do baru a tu okazuje się, że grochówki nie ma. Prowokacja! Nic muszę się zadowolić grillowaną kiełbasą. Pewnie część z Was zastanawia się po co o tym piszę? Wzmianka jest konieczna bo nie w każdym barze można znaleźć sztućce przytroczone do stołu. W Gwieździnie spotykam młodego bikera, który pyta dokąd jadę i ile mam już na liczniku. 
W końcu docieram do Białego Boru. Coraz bliżej do meczu, więc lud wykupuje ze sklepów wszelkiego rodzaju trunki. 
Na rogatkach Białego Boru robię zdjęcie jednemu z bunkrów. Na trasie do Szczecinka będę mijał jeszcze kilka.


Od Białego Boru fajnie się jedzie. Ruch znikomy. Wszyscy szykują się do meczu. 

Komentarze

  1. ul-radawnica.pl1 lipca 2016 13:08

    Dziękujemy za wspomnienie o Uniwersytecie Ludowym. Wspomnienia są ciepłe i miłe.Od 7 lipca będę mogła porównać Pana wrażenia z Green Velo. Dla zaciekawionych: Uniwersytet Ludowy wypływa z idei grudntvigańskiej szkoły dla życia, gdzie uczymy się poprzez wspólne przebywanie, rozmowę i naukę. Obecnie zajmujemy się młodzieżą niedostosowaną społecznie (13-18 lat), szkołą przygotowującą terapeutów zajęciowych i opiekunów medycznych do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią przejechałabym się Twoją trasą, bo baaaaardzo urzekł mnie ten most kolejowy :). A tym samolotem uruchomiłeś wspomnienia z parku w moim rodzinnym Grudziądzu :). Tam stoi podobny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz