Rowerowe podsumowanie roku 2015

Konia z rzędem temu kto przewidziałem, że stworzę własnego bloga i to na nim będę się dzielił swoimi wrażeniami z podróży rowerowych. Większość moim wypraw rowerowych przez dłuższy czas opisywałem na jednym z portali społecznościowych. Od kilku miesięcy to właśnie blog jest miejscem gdzie opisuję swoje wyprawy i nie tylko.


Kończący się rok z pewnością był bardzo udany rok pod względem wypraw rowerowych. Nie wszystkie zaplanowane wyprawy udało się zrealizować. Ale nie ma tego złego... Nie było Kalisza i Kocka, ale było za to kilka innych miejscowości.
Najważniejsza rzecz związana z wyprawami rowerowymi? Było ich kilka. Trudno w tym miejscu nie wspomnieć przede wszystkim inauguracji mojego bloga rowerowego, która nastąpiło 4 sierpnia. Zebrałem większość wypraw, które odbyłem Gwidonem czyli od 15 maja 2014 i tak powstał blog, który właśnie czytacie. 
Choć upłynęło niewiele czasu bo niecałe pięć miesięcy to udało mi się zebrać spore grono czytelników. Z danych blogowych wynika, że w tym czasie oprócz osób z Polski, odwiedzili mój ludzie z 22 krajów europejskich i z 10 spoza Starego Kontynentu. Dziękuję, wszystkim, którzy polubili blog Gwidonem przez Polskę. Każdy komentarz zamieszczony na blogu utwierdza mnie w przekonaniu, że podąża on dobrą drogą.
Czas na garść statystyk dotyczących bloga i moich wypraw
Blog
Liczba odsłon: 6898
Liczba komentarzy: 192
Kraje, z których ludzie zaglądają na mój blog, oprócz Polski - 32
Social Media
Facebook - 153
Google Plus - 33
Twitter - 12
Rowerowy rok
Liczba przejechanych km - 7165
Najwięcej przejechanych km jednego dnia - 303
Poprzez blogowi poznałem wspaniałych ludzi. Dzięki nim staje się on lepszy. Ma logo.


To zasługa współpracy z http://www.wtrampkachdocelu.pl/p/logotypy.html. O moich wyprawach rowerowych można zaś przeczytać również na innych portalach.

Druga, ważna dla mnie rzecz to zdobycie uprawnień instruktora turystyki kwalifikowanej o specjalności turystyka rowerowa.
Wreszcie po kilka latach odnowiłem moją działalność w PTTK. Zacząłem gromadzić odznaki i prowadzić kroniki. Obok bloga będzie to za kilka lat sympatyczny materiał wspomnieniowy. 
W kończącym się roku po polskich drogach przejechałem ponad 7000 km. Odbyłem szereg wypraw. Oczywiście najdłużej w pamięci zapadnie mi ta z początku lipca, kiedy to będąc nad morzem wybrałem się na megawyprawę rowerową po Kaszubach. I jednego dnia przejechałem ponad 303 km.

Udało mi się pojechać do niewielkiej miejscowości pod Starachowicach. Tak, tak mam tu na myśli słynny z dowcipów Wąchock. 255 km jednego dnia, to na mojej liście póki co drugi wynik.


Jedna z najtrudniejszych wypraw to z pewnością Sandomierz. W trzy dni przejechałem 626 km. To była dla mnie taka podróż sentymentalna, aby ostatecznie zamknąć za sobą pewien rozdział mojego życia. Ta wyprawa była trudna głównie pod względem mentalnym, ale ostatni dzień i powrót w strasznym upale też zrobił swoje.


Wreszcie udałem się do miejscowości Mokra. Wyprawa może jedna z krótszych bo ledwie 107 km, ale dla mnie ważna. Mogłem oddać hołd, tym którzy jako jedni z pierwszych stawili czoła niemieckiemu najeźdźcy w 1939 roku.


Sandomierz, Wąchock i Mokra to trzy wyprawy, które udało mi się zrealizować zgodnie z przyjętym w 2014 roku planem. Zamiast Kocka były Kaszuby. Za Kalisz były za to aż dwie dwudniowe eskapady. Na początku września do Ojcowskiego Parku Narodowego i Pustyni Błędowskiej i na urodziny wyprawa do Tarnowskich Gór.




Ale to nie wszystko. Trudno nie wspomnieć tutaj dwóch wypraw na Jurę: jedną nad Zalew Pojarski i drugą po warowniach jurajskich. W obu dzielnie towarzyszył mi Marcin.


Oczywiście było kilka mniejszych rajdów i całe mnóstwo treningów po drogach głównie województw łódzkiego i śląskiego.
Czy o czymś zapomniałem? Nie. Garnek zostawiłem na koniec. Kilka razy odwiedziłem tę miejscowość. Oczywiście m.in. w rocznicę słynnych wypadków garnkowskich z 2014 roku. W tym roku w rocznicę też miałem drobne przygody jadąc do Garnka. Na szczęście skończyło się tylko na defekcie.


To było by na tyle. Plany na rok 2016 są ciekawe, ale o nich może jutro...

Komentarze

  1. Wygląda na bardzo owocny rok. Też w tamtym roku zaczełam prowadzić bloga, blogowanie wciąga prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie miniony rok był udany pod względem wypraw rowerowych. Mój blog ma niecałe pół roku. Ale przez ten czas zdobył już pewne grono czytelników.
      Czytałem Twojego bloga, nawet zapisałem go sobie, by śledzić na bieżąco wyprawy.

      Usuń

Prześlij komentarz