Wyprawa do Łeby 2014

Rowerowe wspomnienia - odcinek (5)
8 lipca 2014
Trzeci dzień obozu rehabilitacyjnego za mną! Gwidonek jest Wielki. Dziś dał radę przejechać 156 km, co jest moim nowym rekordem! Wyruszyłem sobie dziś w stronę Łeby. Pogoda fajna. Nie grzało zbytnio, było ciepło i co ważnie prawie bez wiatru. Pierwsze ponad 50 km bez kłopotów gdyż jadąc na Stilo poznałem dobrze trasę. W Sarbsku na 58 km krótki postrój w sklepie "Pod Siodłem" i krótki panel dyskusyjny z miejscowymi degustatorami "złocistego napoju". Panowie ładnie wytłumaczyli
 jak jechać. W Łebie ładna ścieżka rowerowa. Mankamentem są słabiutkie oznakowania. Ale w końcu każdy powinien wiedzieć gdzie jedzie Emotikon smile W Rąbce przy wjeździe do Słowińskiego Parku Narodowego miła młoda dama informuje mnie, że muszę uiścić opłatę za wejście w wysokości 6 PLN. No cóż do przeżycia. Mój niepokój zaczęły wzbudzać zbierające się od strony Jeziora Łebsko burzowe chmury. 



Przy wejściu pytam o statek, który wozi lud na Górę Łącką. Koszt 14 zeta w jedną stronę. Z powrotem jedynie 10 Emotikon smile Rezygnuje więc i sobie spokojnie jadę. Dotarłem do niemieckich wyrzutni rakietowych. Wjazd 14 zeta. No nie tyle to płacił nie będę Emotikon smile Negocjuje więc z młodymi ludźmi wejście zniżkowe, za przejechane 76 km Emotikon smile Udaje się Emotikon smile Argument okazał się przekonywujący. Przy okazji jakiś burek stwierdził, że sporo ja dostaje zniżkę za przejechany dystans to on powinien wejść za darmo bo przeszedł aż 3,5 km Emotikon smile
Jeszcze tylko 2 km i jestem przy ruchomych wydmach. Parking dla rowerów niby strzeżony 5 zeta. Stawiam więc obok na niestrzeżonym. Nie będę w końcu płacił bez potrzeby. Wchodzę na Górę Łacką. I zaczęło się! Burza! Jak by powiedział Spejson "Nieźle mi do...". Ale nawet zły nie byłem poza tym, że trzeba było robić szybki odwrót. W samej Łebie czas na strawę. I tu otwieram "czarną listę miejsc". Przeszedłem parę lokali. W żadnym nie można płacić kartą. Cóż cywilizacja! XXI wiek. W końcu zatrzymuje się w jednym z lokali. Ryba jedna z gorszych jakie kiedykolwiek jadłem. Przestaje padać. Przebieram się w suche rzeczy i wracam. W Choczewie jakiś burek trąbi na mnie, że jadę drogą a nie chodnikiem. Znajomość przepisów marna. Chodnik a ścieżka rowerowa to nie to samo. Dalsza podróż spokojna. Docieram do Mieroszyna. Licznik pokazuje 156 km Emotikon smile

Komentarze

  1. Naprawdę imponują mi te Twoje rowerowe przygody!
    Pozdrawiam serdecznie!

    P.S. Oprócz kilometrów możesz też podać ile procent z całości trasy zrobiłeś do danego momentu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog jest dość młody. Być może do przyszłorocznych wypraw coś dołożę. Albo info o procentowym pokonywaniu tras. Zastanawiam się również nad dodawaniem map. Nie mam jednak endomondo i chyba tylko rysowanie własnych mi pozostanie :)

      Usuń
  2. Fantastyczna wyprawa. Sama uwielbiam jazdę na rowerze. Na razie mam jednak przymusową przerwę. Powrócę do tego na wiosnę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjna wyprawa, mam zamiar sie inspirować :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz